W Mordach

- Od samego rana gwarno w mieście było, najwięcej rejwachu żydostwo czyniło – pisze o jarmarku w Mordach podlaska poetka, Irena Ostaszyk. A dalej opisuje strofami niepowtarzalną atmosferę targu, który od niepamiętnych lat organizowano w najbliższy czwartek po imieninach Kazimierza

Targowe Kaziuki

W Mordach / Targowe Kaziuki

Są w wierszu też przedwojenne ceny, jak chociażby polędwica po 3 zł, szynka za dwa (tłusta), a chuda o 50 groszy droższa. W podobnej cenie kiełbasy, słonina po półtora, a kiszka – tylko 80 groszy za kilogram. Tanio, wziąwszy pod uwagę, że dolar był niewiele droższy niż dzisiaj.
Trudno opisać, czego na mordzkich Kaziukach nie było, bo cały rynek zastawiono straganami (od karczmy, gdzie obecnie mieszka poetka - po kościół), a na obrzeżach rynku (...) furmanek bez liku – hołoble wznieśli w górę dla lepszego szyku. A klienci – od miejscowej szlachty po najbiedniejsze chłopstwo, bo każdy nie wyobrażał sobie przednówka bez Kaziuków. Tegoroczne trwały krótko, właściwie do południa, bo i niewielu kupujących, i mróz jak w lutym, choć to już 9 marca. Towaru też niewiele, ale ten najpotrzebniejszy był. Od świecidełek, kosmetyków po ubrania, pościel i artykuły do gospodarstwa. Taniej niż w sklepie, więc można potargować. Kaziuki to też okazja, by spotkać znajomych, by porozmawiać o polityce i lokalnych problemach.
Ale już bez tej atmosfery, którą jeszcze się czuło za czasów, gdy w sklepach świeciły puste półki, a na Kaziukach wszystko było dostępne. No i konie – ich najbardziej żal, bo to one najbardziej przypominają dawną Polskę.

Numer: 2006 12   Autor: (jzp)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *