Pani Honorata, zanim zdecydowała się na domową produkcje pysznych serów, uczestniczyła w wielu kursach i szkoleniach, które oprócz poszerzania wiedzy, miały za zadanie zachęcać i ułatwiać gospodyniom samodzielną działalność.

Sery z fartucha

Dowiedziała się tam wielu mądrych rzeczy, ale nie tego, że powinna ubiegać się w weterynarii o numer identyfikacyjny dla uprawiania sprzedaży bezpośredniej. Nie tylko nie kazano takiej wiedzy podkreślać wężykiem, ale w ogóle uznano zapewne, że jest to oczywiste. Nie tylko Honorata trwała w niewiedzy. Zaniepokojona najwidoczniej weterynaria wystosowała w maju do Straży Miejskiej pismo, z którego wynika, że jak dotąd żadna z gospodyń handlujących nabiałem jeszcze się do nich po ten numer nie zgłosiła. Wynika z tego, że panie gospodynie handlują niezupełnie prawidłowo. Ruszyły do akcji oddziały naszych strażników i dopadły właśnie Honoratę. Świadomi swoich praw, nie słuchają żadnych wyjaśnień i domagają się nie tylko białego fartuszka (na bazarze!), ale jeszcze rękawiczek oraz certyfikatu dla samochodu, w którym ten koszyk z serkami pani Honorka na targ przywozi! Oczywiście załatwianie formalności trochę trwa. I co zrobić przez te kilka dni z mlekiem? (bak)

Data: 26.07.2006





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *