Ostatki w regionie

Ludowy karnawał kończyły niegdyś tzw. dni szalone, tj. zapusty czy swojsko brzmiące kusaki, trwające od tłustego czwartku do północy przed Popielcem. Jak wyjaśnia siedlecka etnograf, pani Wanda Księżopolska, zwyczaj zabraniał podejmowania się wówczas czegokolwiek poważnego, by nie poplątał tego diabeł zwany kusym. Dlatego w tym czasie bez obaw można się było tylko weselić, przebierać, bawić i objadać przed siedmiotygodniowym surowym postem! A na posmakowanie dawnych zapustnych zwyczajów, wierzeń i specjałów ostatniej niedzieli zaprosili mieszczuchów kultywujący tradycję mieszkańcy wsi z regionu

Smaki kusaków

Ostatki w regionie / Smaki kusaków

Tegoroczne kusaki to przede wszystkim barwne gawędy. To korowody przebierańców z Gręzowa, Woli Serockiej, Młynek, Wróbli i Woli Koryckiej – Cyganie, Żydzi, ufryzowani mężczyźni w damskiej odzieży śmiało porywający publiczność do tańca, kupna obwarzanków i wróżb! To także tradycyjne wierzenia ostatkowe zaprezentowane na scenie przez zespół obrzędowy z Trzcińca – przeświadczenie o wielokrotnych spotkaniach z psotnikiem kusym, który tłucze jaja na zapustną jajecznicę ze skwarkami, wygasza ogień w piecu, zamienia sól z cukrem na racuchy… To wreszcie stoły uginające się pod ostatkowym jadłem – obowiązkową zapewniającą pomyślną przyszłość jajecznicą, racuchami, parowańcami czy parzuchami ze skwarkami czy skromną śmietaną, kiełbasą napychaną palcem, kozami, tj. uboższymi pączkami, pieczonymi pierogami, plackami drożdżowymi, buraczniakami, fusierem, czyli zasmażanymi gotowanymi ziemniakami z kapustą, prostą słoniną z cebulą, prygalem, tj. zapiekanymi tartymi ziemniakami, kiszką kartoflaną ochotnie popijanymi wodą z gruszek i… a jakże, okowitą!
Gawędy mieszkańców okolicznych wsi obrazowały widowiskowość kusaków… Rozpoczęty tłustym albo kusym czwartkiem tydzień to najbogatszy w zabawy ostatni karnawałowy okres, kiedy na wsi przebierano miarę w jedzeniu, piciu, zabawie i psotach, bo wszystkiemu przyzwalał zwyczaj! Pannom i kawalerom przyczepiano więc do pleców tzw. kloce z gałganów, gospodyniom słomianymi kukłami zatykano kominy, wystawiano bramy z zawiasów, wynoszono wozy na dachy stodół, do chałup podrzucano worki z popiołem, „poliwano gardło”, chodzono z przebierańcami, którzy podkradali jedzenie przygotowywane na zapustne objadanie!
Ten czas zwieńczony trzydniowym mięsopustem, czyli „pożegnaniem z mięsem” kończyło o północy zapustowej środy szorowanie popiołem tłuszczu w garnkach i zbieranie resztek ze stołu, bo od teraz spożywać miano tylko leniwą kapustę, żur czy psiochę. Bywało, że zabawa przedłużała się jeszcze do rana - wypitka i hulanka przebiegłych kobiet w Popielec zapewniała pomoc kusego na łanach „kunopnego lonu”, a grzech zawsze można było wyspowiadać!
A wszystkie te wesołe harce, które jak wierzono wspomagał kusy, tu u nas, na Podlasiu i Mazowszu!
Urzekajace gawędy zaprezentowane w ostatnią karnawałową niedzielę przez lokalne zespoły ludowe okrasiła syta biesiada i obtańcowywanie gospodyń i gości na ludową nutę Kapeli Stefana Nowaczka z okolic Maciejowic! Ileż dało się słyszeć westchnień, ile wspomnień z rodzinnego domu…
Amatorzy chłopskiego harcowania i jadła licznie dopisali, ale jak przyznał Michał Malinowski – gość z Muzeum Opowiadaczy Historii w Konstancinie Jeziornej, smutno uderzała nieobecność ludzi młodych, jakby zupełnie niezainteresowanych tym, z czego wyrośli...

Numer: 2006 10   Autor: Joanna Dybowska, zdjęcia: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *