Przy trasie A-2

Czy to skwar, czy upał muszą stać przy trasie A-2, by przechodzącym przez jezdnię dzieciom nie stała się krzywda. Wprawdzie fucha przeprowadzacza to żaden interes, ale strażnik szkoły może zabrzmieć dumnie

Niańki na zebrach

Przy trasie A-2 / Niańki na zebrach

Zuzanna Armo już 9 lat czuwa nad bezpieczeństwem kałuszyńskich uczniów. Lubi dzieci i ma z nimi dobry kontakt. – Nie wiem, jakie są w szkole, ale tutaj są grzeczne i zdyscyplinowane – mówi z zadowoleniem, że udalo jej się poskromić nawet największych ryzykantów.
Ale początki pracy były trudne, bo zarówno kierowcy, jak i dzieci nie widziały potrzeby niańczenia przechodniów na pasach. Były różne sygnały oporu, włącznie z dźwiękowymi. Kierowcy się już przyzwyczaili, ale gimnazjaliści, chłopcy prawie do kawalerki, wciąż niezbyt chętnie korzystają z pomocy pani Zuzanny. A przecież wiedzą, że dzięki strażnikowi nie wydarzył się w Kałuszynie na pilnowanych pasach żaden wypadek.
Andrzej Świerczyński ma krótszy staż od swej koleżanki, ale trzyletnie doświadczenie to też niemało. Znają go już prawie wszyscy kierowcy, dając mu porozumiewawcze znaki światłami. Przejście przy szkole w Dębem Wielkim Wielkim było bardzo niebezpieczne, zanim się tutaj nie pojawił strażnik w żółto-pomarańczowym uniformie i ze znakiem STOP w rękach. Z początku czuł się jak odblaskowa choinka, ale szybko zrozumiał, że ważniejsze od wstydu jest bezpieczeństwo przechodniów. Przeprowadza więc na drugą stronę asfaltowej rzeki nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Gratis, bo mu nie wolno brać żadnych pieniędzy ani prezentów.
A pensja niewielka – minimalna tj. 650 złotych netto. Trudno za nią wyżywić czworo dzieci. No i do tego kapryśna pogoda. – Najgorzej jest w czasie mroźnej i wietrznej zimy. Budka nie ogrzeje, a herbata w termosie też szybko stygnie – narzeka pan Andrzej, obserwując starszą kobietę po drugiej stronie szosy. Energicznie wchodzi na jezdnię, a po chwili słychać podziękowania. Starsi traktują go jak anioła stróża, młodsi – różnie. Ale i tak gorsza od nich jest budka, którą musi po dyżurze zaciągnąć w bezpieczne przed wandalami miejsce. Światła? Pewnie, że by się przydały. Zresztą nie tylko w Dębem, ale i w Stojadłach czy Jędrzejowie, gdzie również zatrudniono szkolnych strażników. Ale i na zielonym świetle giną ludzie, a w obecności strażnika nic złego stać się nie może.

Numer: 2006 07   Autor: (jzp, zgm)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *