Gmina Mińsk MazowieckiMińsk Mazowiecki koncertowy

Niedzielny listopadowy wieczór należał niewątpliwie do mińskiego Big Bandu, który skupił w sali sportowo-widowiskowej SP-6 rzeszę amatorów orzeźwiających dźwięków. W większości zagranicznych i filmowych, ale polskim lekiem na całe anglosaskie zło okazały się dwa serduszka – oba przeboje po polsku i w oryginalnej aranżacji. Tak grali i śpiewali ponad godzinę, przypominając standardy jazzowo-filmowe zza oceanu, które wyrywały z jesiennego odrętwienia kilkuset mińszczan. Niektórym z nich zdawało się, że są na koncercie naszej dętej orkiestry

Band jak dęta

Niewątpliwie muzyka, którą prezentuje MM Big Band jest połączeniem inspiracji, młodości i pasji wszystkich członków zespołu, których scalił i prowadzi Arkadiusz Mizdalski, zwany z angielska bandleaderem. Na scenie rzeczywiście jest liderem, ale grającym. Twierdzi, że dyrygowanie jest owszem miłe, ale wtedy, gdy muzycy grają z nut, a nie z ruchów rąk czy batuty.

Tak więc dzięki nowym atrybutom (muzycy przyciągali spojrzenia czernią koszul i bielą marynarek) Mizdalskiego na scenie rozpierała niesamowita energia, dzięki której udowadniał swe zdolności konferansjerskie i przewodnią siłę wśród muzyków. Nawet wtedy, gdy dziękował publiczności za pozostawienie w domu atrakcyjnych seriali, dyrektor Annie Zalewskiej za lokal, a Maciejowi Domagale za opiekę nad FEĄ, czyli fundacją jak najbardziej artystyczną.

To didaskalia, ale ważne ze względu na obraz mińskiego Big Bandu, na którym fani jeszcze się nie zawiedli. Tym razem też tak było, a szczególnie, gdy zabrzmiał temat z filmu Mission Impossible, który rozpoczął ten muzyczny kalejdoskop. Gospodarz spotkania przybliżał historie granych utworów, dowcipnie droczył się ze swymi kolegami (to ci obok, ale gorzej grający) i zapraszał na scenę kolejnych gości koncertu.

A wśród nich był Tomasz Hoffmann, który z drużyną Ryszarda Rynkowskiego występował w Bitwie na głosy. Zaśpiewał trzy utwory – Just a gigolo, Sway i na koniec nastrojowe Feelings. Podobne klimaty tworzył także utwór Feeling good, zagrany solo na puzonie przez samego Mizdalskiego, który oprócz prowadzenia bandu, uczy dwa dni w ZSzA. Tym razem stres rozładował omówieniem wartości durowo-durnych i molowo-namolnych przebojów. Widzowie bawili się podtekstami, ale także reagowali na bigbandowe rytmy. Tym bardziej, że w grę weszła naga broń z ostatecznej zniewagi, dzieci Sancheza i gorące kompozycje Chucka Mangione.

Rodzynkami wieczoru stali się niewątpliwie wokaliści z Warszawy, którzy wyśpiewywali żarliwe uczucia młodości. I tak Ola Jastrzębska wyswingowała Dwa serduszka, a duet Michalina Więch i Arnold Kłymkiw pokusili się o pytanie – Quando, quando i czekając na odpowiedź, kiedy się to stanie – wylewali emocje na własne policzki.

Podczas wieczoru artystycznym rarytasem były cztery występy (nie licząc bisu) Katarzyny Goszcz, śpiewającej angielskie Fever, A tisket A tasket Elli Fitzgerald czy już czystą polszczyzną Jesteś lekiem na całe zło Krystyny Prońko.

Cały koncert zakończył się z pompą, ale nie szampańską. Tym razem aranżacja przeboju Maryli Rodowicz była tak inna, że Katarzyna Goszcz oraz zespół Like It (Katarzyna Bąk, Barbara Majewska, Karolina Szczurowska, Bogumiła Chybicka, Marta Krokowska, Anna Rogala, Izabella Zagórska) musiały się napracować, by publiczność usłyszała, że nie ma to jak pompa.

Nasyceni koncertem mińszczanie niechętnie rozstawali się z wykonawcami i wychodzili w listopadowy wieczór. Nikt nie mówił publicznie, że żałuje, bo początek ostatniego odcinka Siły wyższej obejrzy w powtórce lub Internecie. Nasz reportaż z koncertu również, ale nie ma to jak na żywo.

Być może MM Big Band zaprezentuje się naszej publiczności podczas 9 edycji Festiwalu Chleba. Jeśli nie z artystkami jak Ola Jastrzębska, to z stricte ludowymi pieśniarkami. Wszystko można zrobić, jeśli się chce i lubi.

Numer: 2012 48   Autor: tr, jzp





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *