Mińsk MazowieckiMińsk Mazowiecki posesyjny

Czyhanie na dyrektorkę, kiedy ta wróci do pracy po zwolnieniu lekarskim, by wręczyć jej zwolnienie z pracy, nadawanie statutu muzeum, którego nie ma i trzymanie w niepewności kupców na miejskim targowisku - to nie tylko sesyjne kurioza, które stają się normą. Na tyle niebezpieczną, że mogą doprowadzić do utraty odpowiedzialności i autorytetu władzy. A to początek bezhołowia...

Nie ma, czyli jest...

Mińsk Mazowiecki posesyjny / Nie ma, czyli jest...

Przed dworkiem dra Huberta, czyli muzeum 7 pułku ułanów stanie pomnik upamiętniający właśnie lubelskich ułanów. Jednak nie rzecz w postumencie, a w braku instytucji, która otrzymała prawie milionowe wsparcie unijne na remont swojej siedziby. To prawda, takiej instytucji nie ma w żadnych rejestrach, ale jest w uzusie i służy promocji miasta. Tak radnym tłumaczył dyrektor Celej, ostrzegając przed nagłaśnianiem sprawy, bo mogą miastu odebrać już przyznaną dotację na remont.

Radni byli grzeczni i uchwalili zarówno statut, jak i ewentualną dotację na pomnik, który jest wielką lancą z medalionami. W ten sposób urealniła się idea powstania czegoś z niczego, co normalnie nie jest możliwe. Jak widać, ta zasada nie dotyczy mińskiego muzeum i jego dyrektora.

Nie jest również możliwe uchwalenie regulaminu targowiska na czas jego modernizacji. Coś takiego prawnie nie istnieje. Nie można także zapewnić kupcom miejsc po remoncie. Oczywiście na papierze, choć na gębę przyrzekać można codziennie. Potwierdził taki stan rzeczy dyrektor PGK , które zajmie się bałaganem remontowym od 5 kwietnia.

Kupcy nie mogą być również pewni przyszłych opłat targowiskowych. Poszło o to, kto, kiedy i komu ustala ceny i kto kogo chce wykorzystać do własnych celów. Radni nie ufają burmistrzowi, a ten nie może podać stawek, bo nie ma kompetencji. Przepychanka trwała dość długo, ale żadna ze stron nie chciała ustąpić. Tak to jest, gdy z czegoś co powinno być, robi się wielkie nic.

Na szczęście w pałacu z niczego zrobiono coś, czyli wreszcie odwołano Markowską.Nie byłoby w tym akcie nic dziwnego, gdyby nie rzut na taśmę już byłej dyrektorki, która w ostatnich minutach władzy chciała odwołać dwie plastyczki. Nie podpisały dokumentu, więc akcja skończyła się na niczym.

Nie do końca, bo na kogo wyszła Markowska, plotkuje całe miasto. Tak to jest, gdy z nikogo próbuje się zrobić personę. Kto następny, bo konkurs na pieszczocha kultury właśnie trwa...

Numer: 12 (807) 2013   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *