Kiedy nadchodzi 15 sierpnia, to tylko odpust w Jeruzalu, czyli filmowych Wilkowyjach. Co roku nie tylko po rozgrzeszenie, ale i mocną dawkę śmiechu. Tegoroczny był wprost ze słynnej na cały kraj ławeczki, która niczym grecki chór puentowała zachowania Polaków pierwszej dekady nowego wieku...
Wzięci przeklęci
Kto nie był, niech żałuje – napisały po folkowym jarmarku w Wilkowyjach jeruzalskie bibliotekarki i miały rację. Niestety, nie udowodniły swej opinii jakąkolwiek relacją, w czym nie lepsze było GCK. To ostatnio standard w gminie Mrozy, gdzie relacje z wydarzeń ograniczają się do fotogalerii.
Tymczasem to, co działo się na rynku w Jeruzalu, warte jest nie tylko opisania, ale i pokazania w reportażu filmowym. Przede wszystkim działo się na scenie, którą zdominowali okupanci wilkowyjskiej ławeczki. To kabaret KaŁaMaSz powstały w 2011 roku, a więc już w czasie trwania kolejnego sezonu Rancza. Nazwa jest akronimem od pierwszych sylab nazwisk aktorów KAlus, ŁApot, MAciejewski i SZweda.
Kalusa i Maciejewskiego znamy z ranczowej ławeczki jako Hadziuka i Solejuka, a Łapot i Szweda to pozostałości kabaretu Długi, w którym pierwszy pisał teksty, a drugi akompaniował.
Jak przystało na potrójny zestaw szyderców na scenie nie zabrakło ironicznych piosenek, skeczów, a nawet konkursu na żonę dla Pietrka, bo... rozwodzi się z Jolą z powodu ustania pożycia. Dlaczego? Bo Jola wszystkim w Wilkowyjach pasuje, tylko mąż wybrzydza.
Wprawdzie nie latały w powietrzu butelki mamrota, ale za to pełno było słów uważanych za obraźliwe. Nikt jednak ani myślał gniewać się na artystów, bo jak tu opowiadać o prozie życia bez słownego mięsa.
No i oczywiście kaca. Wręcz moralniaka z powodu większej dawki wyuzdanego śmiechu tuż przed kościołem i na ławkach zabranych ze świątyni. Jak się okazało, można w nich nie tylko się modlić...
Oklaskiwali więc kolejne wcielenia Hadziuka i Solejuka, którzy a to dyskutowali o programie 500 plus, digitalizacji bibliotek i wynikających z tego stosunkach damsko-męskich oraz propozycji wójta, który zaoferował im pracę w wytwórni… nalewek. Panowie propozycji nie przyjęli, bo po pracy w masarni nie mogą już jeść wędlin. Na stan niepicia nie mogą sobie pozwolić...
I tak ponad godzinę z bisem muzycznym, co dla siedzącej w palącym słońcu publiki mogło się skończyć udarem. Jak nie ze śmiechu, to od temperatury...
Z lokalnych artystów podziwiano seniorów z Mrozów, a muzyczną biesiadę wyprawiła enigmatyczna z nazwy kapela z naszego miasteczka.
A sam jarmark? Był i nawet zgromadził kilkudziesięciu handlarzy rękodzieła, którzy niczym obronny tabor ustawili się kołem na środku rynku. Jednak handel filmowymi i kulinarnymi gadżetami nie szedł najlepiej, bo prawdopodobnie nie było aż tak wielu gości spoza lokalnych fanów Wilkowyj i Rancza. Będą się oni powoli wykruszać, bo TVP nie planuje nowych odcinków tej filmowej sagi o polskiej wsi z początku XXI wieku.
Numer: 34 (1038) 2017 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ