KałuszynLato topielców

W regulaminie zalewu na Karczunku w Kałuszynie napisano, że akwen dla osób nie umiejących pływać o głębokości do 1,2 m wyznaczono pomostem i jest strzeżony. Także zalecenie wzajemnej obserwacji, a w razie potrzeby udzielenie pomocy. Jak więc się stało, że nikt nie podpowiedział naiwnemu ojcu, że wołany przez niego syn został, a właściwie schował się w wodzie. Dlaczego nikt nie skierował poszukiwań do wody, a zmyleni policjanci ponad godzinę przeczesywali pobliski lasek...

Głębie głupoty

Pomimo apeli o rozwagę i przestrzeganie podstawowych zasad bezpieczeństwa podczas wypoczynku nad wodą, tylko w ciągu minionego weekendu 8-9 sierpnia utonęły kolejne 34 osoby. W ogóle tegoroczne wakacje to tragiczny bilans wypadków nad wodą, bo od początku lipca w Polsce utonęło 189 osób. Z policyjnych statystyk wynika, że do utonięć dochodzi najczęściej w rzekach, jeziorach, stawach oraz zalewach. Najrzadziej do śmiertelnych wypadków dochodzi na strzeżonych kąpieliskach, a przyczyny tragedii nad wodą to najczęściej brak wyobraźni, lekkomyślność i brawura, kąpiel w miejscach niestrzeżonych oraz po spożyciu alkoholu. Niczego takiego na Karczunku nie było, a jednak 9-latek nie żyje. Jakie są fakty? Zgłoszenie o zaginięciu dziecka na kąpielisku wpłynęło na policję w sobotę o godz. 14.10. Policjanci ustalili, że ojciec przybywał z dzieckiem w wydzielonej części kąpieliska, której głębokość to 1,2 m. Wychodząc zorientował się, że dziecko nie podążyło za nim. Wtedy zaczęły się poszukiwania. Po przyjeździe na miejsce służby znalazły 9-letniego chłopca pod boją. Dziecko nie dawało oznak życia. Podjęto akcję reanimacyjną, która niestety nie owiodła się. Policjanci przebadali obecnego na miejscu ratownika. Był on trzeźwy. Z nieoficjalnych  informacji płynących od policjantów wynika, że dziecko próbowało się najprawdopodobniej schować przed rodzicami, którzy chcieli opuścić popularne kąpielisko. Gdy rodzice zaczęli poszukiwania, wydawało im się, że dziecko być może poszło wzdłuż brzegu. Później w akcję włączyli się ratownicy, których budka znajduje się bardzo blisko kąpieliska. Ratownicy później wezwali ochotniczą straż pożarną, a strażacy po kilkudziesięciu minutach znaleźli chłopca. Rzeczywiście, PSP potwierdza, że nad zalewem doszło do... zaginięcia 9-letniego chłopca i że ostatni raz widziany był w wodzie. Strażacy przeszukiwali brzeg akwenu od strony miejsca wyznaczonego do kąpieli. Chłopca odnaleziono w wodzie przy pomoście, a po wyciągnięciu go na pomost strażacy rozpoczęli zabiegi resuscytacyjne, które przekazali specjalistom z zespołu ratunkowego. Do szpitala pojechał nie tylko umierający chłopiec, ale i jego matka... Ustalone przez policję i straż zdarzenia potwierdzają świadkowie tragedii, dodając jednak kilka  pikantnych, a nawet drastycznych faktów. Jak mówią, policja ponad godzinę szukała chłopca w krzakach i dopiero strażacy wpadli na pomysł przeszukania wody. Zawiodła informacja nie tylko od przerażonych rodziców, ale i tłumów gapiów. Obserwującym nie do końca podobała się  także akcja ratowników... Jest jeszcze inna strona tej tragedii – sam pomost i ruchome boje, pod które wpadł topielec. Kałuszynianie korzystający z wód zalewu mówią, że to partacki projekt i takie też wykonanie. Podobno dno pod pomostem jest nierówne i szybko wciąga  nawet dorosłego człowieka. Prawdziwość tych faktów na pewno sprawdzi prokurator przy pomocy fachowców od pomostów, boi i den zalewów...

Numer: 33 (932) 2015   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *