Ziemia kołbielska słynie z folkloru i każdy jego miłośnik chciałby czasami zobaczyć i usłyszeć jego artystyczne wcielenia na scenie. Szczególnie w czasie dożynek, bo to właściwe miejsce i czas na demonstrację siły tradycji. Niestety, nie w Kołbieli, bo tam wolą mniejszości narodowe, impregnowaną biesiadę i disco-polo. Oznacza to, że na dożynkowej scenie nie było żadnego zespołu ludowego, a namiastką tradycji były kosy, żarna, kółka, krosna i... cepy
Cepy folkloru
Od rana niemiłosiernie padało, więc wszyscy prosili Miłosiernego, by przestało. Nie dała rady nawet przedłużona liturgia – wieńce zostały w świątyni, a na kołbielski targ wkroczył orszak parasoli oraz bryczka z wolantem ciągnięta przez dorodne konie..
Suchą scenę zaludniły wnet sołeckie delegacje dożynkowe, a wśród nich Mirosław Wyglądała ze wsi Chrosna, Kazimierz Urbaniak z Gadki, Henryk Floriańczyk z Gozdu, Robert Mazek z Kątów, Alicja Rybak z Rudna, Witold Prasuła z Kołbieli oraz przedstawiciele siennickiego Dłużewa.
Wójt Adam Budyta od rolników otrzymał ostatni snopek zboża zżętego w tym roku. Nie był wielki, ale warty opowieści, że... żadna wieś w Europie nie ma tak oryginalnego folkloru, jak wieś polska. Dlatego trzeba o niego ciągle dbać. Przywoływał też słowa Jana Pawła II , który szczerze, ale bez patosu oddawał hołd pracy rolników.
Pierwszy odłamał chleb prałat Jan Pietrusiński, a po nim sołtysi, których zdominowała kobieta, śpiewając jedyną podczas święta plonów pieśń żniwną. Na szczęście, bo już można było sądzić, że to przedwyborczy wiec wójta Budyty.
Celebryci poszli do gości, a my do twórczyń ludowych. Za kółkiem siedziała 85-letnia Aleksandra Zawadka z siennickiego Grzebowilku. Pokazywała sztukę przędzenia, dokładnie wymieniając nazwy wszystkich elementów kołowrotka i śpiewając pieśń o prządkach. Jej wnuczka Agnieszka Niwińska opowiadała, jak babcia nauczyła ją tkać na krosnach i prząść na kołowrotku, pokazując również swoje umiejętności w tych wiejskich dziedzinach. Pani Agnieszka jest jedną z 20 wnucząt pani Aleksandry, która dochowała się też prawie 30 prawnucząt. Obok niej Marianna Piętka z Woli Sufczyńskiej pokazywała kołbielskie wycinanki, a w sąsiedztwie namiotowym urzędowali artyści z Akademii Łucznica. Tam Justyna Skowyrska wyczarowywała na kole naczynia z gliny, a Michał Górski pokazywał mielenie zboża na żarnach. Można też było poklepać na babce kosę, obsadzić żeby grabi lub omłócić snopki zboża cepami. Właściwie każdy jednym cepem, ale nie każdemu się cepowanie udawało.
Do tej już zapomnianej pracy rolnika trzeba nie tylko urodzić się na wsi, ale w młodości poćwiczyć. Nie z przyjemności, a przymusu, bo kiedyś dzieci rodzicom pomagać musiały pod groźbą kary.
A co na scenie? Tam grały cygańskie gwiazdy młodszego Wasyla, a deszcz padał i padał. Aż do nocy, co zapewne nie przeszkadzało miłośnikom tańca w targowiskowym błocie.
Numer: 35 (882) 2014 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ