W ubiegłym tygodniu klasa pierwsza Ti z Zespołu Szkół Zawodowych nr 2 im. Powstańców Warszawy wybrała się na integracyjny wyjazd do położonej wśród lasów i łąk Julianówki. W mazowieckim siole czekały na nich wymyślne zabawy i uciechy.
Apetyt na jedność
Mimo iż pogoda płatała figle, to 29 spragnionych wrażeń młodych ludzi (wśród nich jedyna dziewczyna Julia) nie poddało się minorowym nastrojom i z humorem przemykało się pomiędzy kroplami deszczu.
W stodole babci Julci zbudowali wehikuł czasu, tekturowy laptop do wpisywania kodu zero-jedynkowego, a potem stworzyli jeszcze parodię samochodu „Ałdi”, prowadzonego przez Barejowskiego Misia. Swym pojazdom nadali „najeżone” błędami nazwy. Oczywiście ku ogólnej wesołości, a zwłaszcza w ramach integracji z polonistką Mariolą Piwek, ich wychowawczynią.
Pierwszego dnia prawdziwie wyczekiwaną atrakcją okazał się paintball. Rzecz jasna każdy z nich szalałby wśród krzaków i tęczowych farb długo dłużej, ale zabrakło kulek.
Potem młodzi skauci skryli się w monstrualnych liściastych szałasach, które sami sobie sprawili. Wieczorem sterty gałęzi zanieśli (najwięcej Maciek) do dużego ogniska, na które „chcąc – nie chcąc” zaprosili rodziców. Wiele rodzin, także dwuletni Hubert, dało się skusić na wieczór z dziećmi, z nauczycielami Ewą Pudłowską, Piotrem Bartosiakiem oraz z pieczoną kiełbasą w tle. Wychowawczyni, jak dobra mama, rozdzielała jedzenie i kolejne role, a oni, mówiąc, że z panią się nie dyskutuje, wzorowo spełniali polecenia.
Jak się potem okazało, jedna kiełbasa to za mało. Trzeba było zrobić zaopatrzenie w pobliskim sklepie, by zaspokoić apetyt przyszłych informatyków. Podczas wieczornej integracji zabrakło tylko harcerskich śpiewów i dźwięków gitary. Zamiast instrumentu był człowiek orkiestra, czyli Emil, który spacerował wśród gości z głośnikiem podpiętym do telefonu i grając na klawiaturze wyczarowywał ulubione muzyczne rytmy.
Nadeszła noc, ale spanie na sianie im nie groziło. Nocowali w ogrzewanych domkach... i może szkoda. Nauczyciele i właściciele mazowieckiego sioła postarali się jednak, by i noc nie była nudna. Około godziny 2.00 w nocy zorganizowano dla nich bieg patrolowy, a jak się okazało potem i tak nikt z nich nie zmrużyłby oczu. Wspólne rozmowy, mazanie pastą do zębów, wychodzenie przez okno by zaraz wrócić, to standardowe i zapewne nie wszystkie uciechy „zielonej nocy”.
Rano słońce zbudziło tych najbardziej zaspanych, a ciepły posiłek oraz coraz to nowe integracyjne konkurencje wyzwalały pokłady dobrego humoru. A było się z czego pośmiać. Pranie ścierek szarym mydłem na tarze, noszenie jajek, czyli piłeczek, wyścigi, strzelanie z łuku czy rzucanie do celu to wyśmienite zabawy. Dobrze, że nauczycielom się „chciało chcieć” i zorganizowali integrację, bo okazało się, że uczniowie technikum wcale z dziecięcych zabaw jeszcze nie wyrośli.
Numer: 39 (834) 2013 Autor: Teresa Romaszuk
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ