Kalonka jest wsią leżącą na pograniczu trzech powiatów – garwolińskiego, otwockiego i mińskiego. W czasie okupacji jej okolice stały się swoistym trójkątem bandytyzmu i przemocy. Nie dość, że ludzi tłamsili Niemcy, to jeszcze groźniejsi byli miejscowi złodzieje. Byli tak okrutni i bezwzględni, że nawet akowcy mieli z nimi problemy. To przez nich doszło w Kalonce do egzekucji dziewięciu niewinnych mężczyzn, w tym ojca i dwóch braci dziś 85-letniej Krystyny Całki...
Nagonki z Kalonki
Krysia Myśliwówna w lutym 1944 roku miała zaledwie 8 lat, ale pamięta dzień egzekucji jej ojca i braci. Tej niewinnie przelanej krwi nie można zapomnieć. Trzeba też odsłonić zamazane przez niektórych pseudo-historyków obrazy tamtych dni i ludzi. Należy jasno powiedzieć, kto był zły, a kto dobry...
Z taką ideą rozmawiamy o latach okupacji, kiedy w Kalonce i okolicznych wsiach panowało straszne złodziejstwo. Kradli miejscowi mężczyźni – jeden z Grzeboliku i dwóch Całków z Kalonki. Kradli wszystko, zabijali zwierzęta, nawet prośne świnie. – Terroryzowali wieś, zabierali ludziom pieniądze zarobione na targu, grozili podpaleniem. Mojemu ojcu, który był sołtysem chcieli zabrać pieniądze z podatków. Mówili, że gdyby nie był dobrym człowiekiem, to już dawno by nas z dymem puścili – wspomina Krystyna.
Opowiada o Janie Rybackim, który ostrzegał braci Całków, że jeśli nie przestaną kraść, to źle skończą. I tak się stało... Uratowała się tylko ich siostra Helena, która wkrótce się zemściła. To ona stworzyła listę mężczyzn ze wsi współpracujących z Armią Krajową i przekazała ją Niemcom. Było na niej siedmiu mieszkańców Kalonki, a wśród nich jej 45-letni ojciec Andrzej Myśliwy, jego 21-letni syn Jan oraz Władysław Baran, Jan Szostak, Feliks Cholewiński, Edward Osica i Bronisław Mazek.
– Wczesnym rankiem 24 lutego 1944 r. przyszło do nas dwóch Niemców z ogromnym psem, Jankowi i mojemu ojcu kazali się ubierać. Mój 18-letni brat Edward był wtedy w piwnicy, bo zszedł po ziemniaki i usłyszał zamieszanie w domu, więc wyjrzał i jego również wzięli, pomimo że nie był na liście. Nasz sąsiad Jan Osica również zauważył, że coś się dzieje i przyszedł do nas, więc jego też wzięli – przypomina ten krwawy dzień.
Nie była na miejscu kaźni, ale starsza siostra jej opowiadała, że przed rozstrzelaniem złapała ojca i nie chciała puścić. A brat Edek pytał wciąż – Tato, za co my giniemy? I stało się – naprzeciwko domu, gdzie teraz mieszkają Jurkowscy, tuż przy krzyżu Niemcy zamordowali dziewięciu mężczyzn. Leżeli we wspólnym dole, ale gdy oprawcy pojechali, przenieśli ich do trumien, by spoczęli na cmentarzu.
A co z Zolą? Obserwowała egzekucję, a podczas pogrzebu przyglądała się wszystkiemu zza drzew. Wiedziała, że ktoś będzie szukał na niej zemsty, więc żyła w ukryciu, a później wyprowadziła się do Aleksandrowa.
Najgorsze jednak były plotki, że zabici należeli do szajki, więc dobrze, że Niemcy sprzątnęli złodziei. – To nieprawda, bo mój ojciec był sołtysem szanowanym i poważanym w społeczności. Nigdy nie zhańbił się żadną niegodziwością – sumuje pani Krystyna, która z kuzynką Sylwią Rucką p ragnie prawdy, bo na sprawiedliwość już za późno...
Numer: 21/22 (1284/1285) 2022 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ