Powiat mińskiPowiat miński frontowy

Jak brak prądu, to do PGE... a jak wichura to do PSP lub OSP, czyli zawodowych i ochotniczych strażaków, którzy w ostatnich dniach mieli sporo roboty.  Do zdarzeń wynikających z anomalii pogodowych wyjeżdżali prawie 400 razy, a 257 tylko w sobotę 19 lutego. Po nich szli naprawiacze kilkuset transformatorów, słupów i linii energetycznych...

Wióry wichury

Powiat miński frontowy / Wióry wichury

Przy prędkości wiatru sięgającej stu kilometrów nawet zdrowe drzewa mają trudności utrzymania się w gruncie. Tak wiało z głównie w sobotę, a pędom powietrza towarzyszyły opady deszczu i śnieżnej krupy. Nic dziwnego, że wkrótce do służb rozdzwoniły się alarmowe numery aż do awarii tego głównego 112.

Działania strażaków polegały głównie na usuwaniu skutków silnego wiatru z dróg i posesji, w tym połamanych gałęzi oraz powalonych drzew. Wiele zgłoszeń dotyczyło uszkodzonych lub zerwanych dachów na budynkach.

Najwięcej wiatrołomów było na terenie Sulejówka i mińskiej gminy, a było ich tak dużo, że w dalszym ciągu są usuwane...

 Brak prądu to następstwa połamanych słupów i drzew, które przerwały dopływ energii elektrycznej. W skali kraju to 500 słupów średniego i niskiego napięcia i ok. 40 tysięcy gospodarstw czekających na zasilanie. W wielu miejscach na przestrzeni kilku kilometrów linię trzeba odbudować od zera, gdyż zarówno słupy, przewody i transformatory zostały kompletnie zniszczone. W miejscach najtrudniejszych, gdzie prowadzone są najbardziej skomplikowane prace naprawcze, działają agregaty prądotwórcze.

Stan w poniedziałek o 18.00 w miarę się poprawił, ale jeszcze na Mazowszu było wyłączonych ok. 280 stacji transformatorowych, a skutki działania żywiołu odczuwa ok. 8 tys. odbiorców, w tym także w rejonie mińskim. Najgorzej jest w Sulejówku, Halinowie i Dębem Wielkim Wielkim.

PGE ubolewa, że mimo zaangażowania wszystkich własnych i zewnętrznych służb technicznych, nie da się przyspieszyć procesu usuwania awarii. Najpierw trzeba lokalizować miejsca uszkodzenia linii i zabezpieczać zerwane przewody. Kolejnym etapem jest usunięcie awarii w hierarchicznej kolejności na liniach wysokich napięć, średnich, a następnie niskich napięć, po którym dopiero następuje sukcesywne przywracanie zasilania u indywidualnych odbiorców.

Jeśli nikt nie pojawia się przy domu klienta, nie oznacza to, że nic się nie dzieje. Jednak w pierwszej kolejności trzeba eliminować uszkodzenia, które bezpośrednio zagrażają ludziom.

No i że nie ma możliwości całkowitego wyeliminowania przerw w dostawie energii, zwłaszcza przerw wynikających z działania sił natury. Gdy przerwa w dostawie energii przekroczy dopuszczalny czas jej trwania, odbiorcy przysługuje prawo otrzymania bonifikaty.

W piśmie PGE pojawiają się przeprosiny i zachęta do zainstalowania aplikacji 991 Assistant, dzięki której można śledzić sytuację dotyczącą przerw w dostawach energii elektrycznej i zgłaszać awarie.

Co na to władze gmin objętych awaryjnymi wyłączeniami prądu? Twierdzą, że trzeba będzie wyciągnąć wnioski, bo nikt nie spodziewał się aż takich długich przerw w dostepie do energii. Wierzą PGE, że awarie mogą być poważne i wymagają czasu do naprawy, ale nie może być tak, że mieszkańcy całymi godzinami nie mogą się dodzwonić do kogokolwiek ze spółki.

Tak więc, by choć trochę zażegnąć skutki braku prądu, wyposażają świetlice wiejskie w agregaty prądotwórcze, zachęcając mieszkańców do skorzystania z gniazdka i ciepłego pomieszczenia.

I na koniec konkluzja... Jeśli obecny system przesyłowy energii jest zawsze skazany na awarie, to dlaczego jest on nadal napowietrzny. Wiadomo, że przyłącze do domu można zrobić pod ziemią, to dlaczego cała reszta jest wciąż budowana nad ziemią. I czy w ogóle są kraje, gdzie energetyka nie cierpi z powodu załamań pogody...

 

J. Zbigniew Piątkowski

 

 

Data: 22.02.2022





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *