KałuszynKałuszyn żydowski

Nie ma tego złego, co nie wyszłoby na dobre... Tak pomyśleli kałuszynianie i bez publiki pokazali 12 odsłonę swego żydowskiego cyklu. Miasteczko dwóch kultur musi trwać, więc Marek Pachnik nie tylko zaprosił do oglądania spektaklu o tajemnicach księgi, ale też opowiedział kontekstową dyfteryjkę o powodzi.

Tuzinowe księgi

Zdarzyła się ona na początku ubiegłego wieku, a była tak wielka, że Kałuszyn odwiedzili Żydzi z Lubartowa i Leżajska. Byli też dziennikarze fotografujący i opisujący życie miasta porażonego wodą.
Jeden z nich zobaczył myckę, która płynęła raz z prądem wody, raz pod prąd. Zdziwił się wielce tak nierealnemu zjawisku, więc zapytał rabina, co jest grane. – Panie dziennikarz – rzekł rabbe – powódź nie powódź, a orać trzeba.
Tak więc cocid nie covid, a grać trzeba – parafrazował Pachnik i zapraszał na rewię przypomnień o dawnym życiu kałuszyńskich Żydów okraszanych pieśniami i tańcami. Spektaklowi towarzyszyła wystawa, a wszystko pokażemy w specjalnym reportażu. Nie bez nadziei, że za rok kałuszyńska żydowska trzynastka okaże się szczęśliwsza i zobaczymy ją na żywo.

Numer: 1/2 (1213/1214) 2021   Autor: (jaz)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *