Na ławeczce serialu Ranczo padało wiele filozoficznych rozwiązań nie tylko lokalnych zjawisk społecznych. Nie tylko dotyczących przewagi picia od trzeźwości. Ten chłopski chór potrafił nie tylko ocenić rzeczywistość, ale i ludzi. Ba, nawet psa nazwali kolegą, a na koniec życzyli widzom, by się choć trochę bardziej lubili... Nawet, a może szczególnie przed wyborami…
Sfory na wybory

Jakim trzeba być szefem partii, by jednym słowem wywołać burzę w kraju. Tak, prezes PiS odkrył ojkofobię, czyli niechęć, a nawet nienawiść do własnego narodu i kraju. Przecież to nic nowego... powiedzą znawcy zjawisk społecznych. Antypolacy byli, są i będą. Oczywiście, tylko użycie nieznanego powszechnie, a trafnego określenia wzbudziło wściekłość ojkofobicznych elit, drugiego sortu, filosemitów i wszystkich rezydentów, robiących w Polsce interesy.
Ojkofobią można wyjaśnić i usprawiedliwić wszystko. Nawet totalitaryzm, ale czy Polacy czują się w swoim kraju prześladowani? No, chyba że jakiś żyd na nas krzywo spojrzy. Oni zarówno w 1956 jak i w 1968 roku nie chcieli przyjąć do wiadomości, że skończyło się panowanie żydokomuny. Tylko że po stalinizmie jeszcze się bali narzekać...
Piszą i mówią, że Jarosław Kaczyński ojkofobią tłumaczy niszczenie polskich sądów, że pisowskie echo będzie je mieliło bez końca. Jak prezes tak walnie, to jego żuczki roznoszą to potem po Polsce i okolicy. A przecież ten znany i używany od czasu, gdy w 2004 r. termin na nowo zdefiniował go Roger Scruton, wywołał prawdziwe wariactwo dopiero wtedy, gdy użył go Kaczyński. Prezes PiS musiał trafić w sedno, przypominając pojęcie oznaczające niechęć, a wręcz nienawiść do własnego narodu, dziedzictwa i domu rodzinnego. Dotknięci ojkofobicznym wariactwem zaraz odkryli jego niszczące, degradacyjne, rasistowskie, dyskryminacyjne i przesiąknięte złem wszelakim użycie.
Wielu puściły nerwy, więc zaczęli wymyślać coś na odlew. Ostatnio w komercyjnej TV usłyszałem, że Kaczyński ma abisalny umysł. A co to za cholera? Chciał go facet pognębić, a przecież abisalny to zarówno denny, jak i głębinowy, czy wręcz tajemniczy.
Każdy kij ma dwa końce i trzeba fachowca, by je odróżnił i ocenił. Pewnemu działaczowi marzyła się demokracja... nie partiokracja, nie klikokracja. Marzyła mu się merytoryczna rozmowa o potrzebach mieszkańców, ale cóż – życie. Szkoda zdrowia, czasu i nerwów.
Pisze więc, by szanowni kandydaci na burmistrza, kandydaci na radnych bawili się w demokrację sami. A swoją propozycję o zorganizowaniu debaty przedwyborczej kandydatów na burmistrza traktuje jako nieaktualną.
Podobno KLER obejrzało już milion widzów. Czy Polaków? Pewnie i katolików, bo oni wiedzą, że KLER to tylko twórcza impresja o ludzkich słabościach. Każdy z nas je ma, ale cios w księży daje oglądalność i forsę. Czy można się gniewać na kogoś, że chce zarobić na ciekawości i głupocie? I mówię wam, że dzięki KLEROWI Kościół jeszcze bardziej utwierdzi się w przekonaniu, że jest prześladowany i... uświęci się przez swe męczeństwo.
A film trzeba obejrzeć jako dzieło kinematografii. Czy dobre? Każdy z nas ma rozum, serce i wolę, więc nie da się nabrać na stereotypowe chwyty Smarzowskiego. Jak w maksymie – mądry kręci dla zabawy, głupi patrzy, bo ciekawy.
PS. Omijajmy sfory bijące się o stołki, ale głosować trzeba iść i to koniecznie...
Numer: 40 (1095) 2018 Autor: Wasz Redaktor
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ