Samo życie

Aldona i Zbyszek przyjechali do Mińska Mazowieckiego w poszukiwaniu azylu, bo tutaj jest wspólnota baptystów i praca, której nad Bugiem nie uświadczysz. Po trzech latach mają dosyć wszystkiego, a szczególnie biedy i długów

Mińskie złudzenia

Samo życie / Mińskie złudzenia

Nie mogą powiedzieć, że dzieciństwo spędzili w szczęśliwych rodzinach. Ich ojcowie pili, więc trzeba było szukać spokoju poza domem. Aldona uciekła zanim skończyła podstawówkę, Zbyszkowi udało się skończyć zaoczne technikum. Poznali się w Warszawie na jakimś młodzieżowym spotkaniu. Był marzec 2001 roku, a we wrześniu byli już mężem i żoną. Wymyślili sobie mieszkanie w Mińsku, bo stąd blisko do stolicy i pastora Sebastiana Zimy, ich duchowego ojca. Z początku tułali się po Kolejowej i Topolowej, wreszcie udało się wynająć pokój na trzecim piętrze w budynku przy ulicy Małej. Aldona urodziła syna, a Zbyszek chciał się dostać do pracy w policji. Nie dał rady testom i marzenia o stałej pensji wzięli diabli. Zatrudnił się więc na czarno, by utrzymać rodzinę. Pomagali bracia baptyści i matka Aldony, która też sprowadziła się do Mińska Mazowieckiego z powodów religijnych. Potem przyjechał tutaj jej mąż – pijak, bo – jak twierdził – chciał się leczyć. Zamieszkali oboje w sąsiednim pokoju, ale umowy na wynajem mieszkania były dwie. - Co tu kłamać, nie płaciliśmy kilka miesięcy, a dług rósł – przyznaje Zbyszek. Nie jakieś tam grosze, a 600 złotych za 25 metrów z łazienką w korytarzu. 400-złotowy zasiłek z MOPS-u wystarczył na liche wyżywienie, a Zbyszkowi z pracą jakoś nie szło. To znaczy pracował i to ciężko, ale jak zbliżała się wypłata, to szef twierdził, że sam czeka na pieniądze od głównego wykonawcy. Co mógł zrobić, gdy nie miał żadnej umowy?
Aż przyszedł ostatni dzień listopada. Rano przyszły panie z administracji i nakazały natychmiastowe opuszczenie pokoju. Jeśli nie – wyprowadzą ich przy pomocy straży miejskiej albo policji.
- Chcielibyśmy się od kogoś dowiedzieć, czy można wyeksmitować na bruk rodzinę z małym dzieckiem? – pytali bezradni w redakcji. Wnet się okazało, że nawet nie są w Mińsku Mazowieckim zameldowani, że ich los zależy od dobrej woli właściciela lokalu. Cierpliwość też ma granicę, a oni ją kilkakrotnie przekroczyli. Jeszcze raz się nie da. Może ktoś pomoże?
Trzeba próbować wszelkich sposobów, więc umawiamy się na rozmowę. Pokój rzeczywiście niewielki, a po przedzieleniu szafami na kuchnię i sypialnię wydaje się wręcz ciasny. Trudno tu utrzymać porządek, bo roczny Kubuś jest ruchliwy i ciekawski. - Może ktoś się nad nami ulituje – mówią na dobranoc.
Nie minęły dwie godziny, gdy w drzwiach redakcji pojawił się Zbyszek.
- Podjęliśmy decyzję – mówi bez przekonania – żona z dzieckiem będzie mieszkała za Bugiem w domu rodziców, a ja zostaję w Mińsku. Może uda mi się znaleźć jakąś pracę i pieniądze. Muszę przecież spłacić dług...
Gdyby ktoś chciał pomóc Aldonie i Zbyszkowi – proszę o telefon do naszej redakcji.

Numer: 2005 50   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *