Samo życie

Pod jaką gwiazdą trzeba się urodzić, by przez 50 lat nie znać swoich biologicznych rodziców, a gdy już się odkryje, kto jest matką, ta nie chce się do córki przyznać? Wyrodna to rodzicielka czy całkiem obca kobieta, którą chce zniesławić przybyszka ze Szwecji?

Wyrodny los

Samo życie / Wyrodny los

Piszę do was, bo jesteście moją ostatnią szansą, bym się dowiedziała kim jestem i czy mam jakąś rodzinę – napisała do naszej redakcji pani Anna, dziś obywatelka Szwecji, a przed pół wiekiem Halina Rucka*.
Starsze małżeństwo adoptowało ją w Warszawie, gdy miała dwa lata. Dowiedziała się o tym jako 12-letnia dziewczynka, ale Rejmentowie byli dobrymi rodzicami, więc nie chciała im robić przykrości. Po maturze nie wytrzymała, ale dowiedziała się tylko tyle, że jej rodzona matka miała już syna, a ją zostawiła w domu dziecka do adopcji.
– Nie szukaj jej, bo się rozczarujesz – ostrzegała przybrana matka.
Jednak myśl, by odnaleźć rodzinę nie dawała jej spokoju. Gdy po 1990 roku Polska otworzyła akta dla adoptowanych dzieci, rozpoczęła poszukiwania. Okazało się, że urodziła się 6 sierpnia 1950 roku w Stargardzie Gdańskim, a jej matką była 24-letnia mińszczanka – Krystyna Rucka*. Odkryła, że jej rodzicielka była już wtedy mężatką z dzieckiem, a po śmierci pierwszego i drugiego męża mieszka obecnie przy ulicy... Nie, jeszcze nie zdradzimy adresu, bo on nic nie wnosi do sprawy, a mógłby staruszkę narazić na nieprzyjemności, czego chcemy uniknąć. Najpierw Halina wysłała do odnalezionej matki list z wyjaśnieniem, a gdy ta nie przyznała się do jej urodzenia, wysłała pośrednika, by z nią porozmawiał. Nie wpuściła go do mieszkania, więc Halina zdecydowała się sama przyjechać do Polski. Marzenie jej życia miało się spełnić minionego lata.
– Czekałam bardzo długo przed jej blokiem aż w końcu wyszła. Otarła się o mnie, nie wiedząc, że to ja, jej niechciana, odepchnięta córka – wspomina spotkanie Halina. Przyjrzała się wtedy matce dokładnie. Twierdzi, że jest podobieństwo. Dlaczego się więc wypiera, dlaczego nie rozumie jej cierpienia i goryczy wypełniającej serce?
– Jej mąż dawno nie żyje, więc nie ma obawy, że się dowie o pozamałżeńskim dziecku.
A dzieci (dwóch chłopców) na pewno zrozumieją i ucieszą się z odzyskanej siostry – rozgrzesza matkę Halina, nie mogąc jednocześnie zrozumieć jej uporu. Nie chciała się nawet spotkać, by spojrzeć jej w oczy i wszystko wyjaśnić. Jak matka córce, jak kobieta kobiecie.
Pani Krystyna wyraźnie nie znosi rozmowy na temat domniemanej córki. Jest zdenerwowana, podnosi głos i narzeka na zdrowie.
– Nie miałam żadnej córki. Urodziłam dwóch synów w Mińsku. Nigdy nie byłam w Stargardzie, nie dałam dziecka do adopcji. Proszę dać mi święty spokój, ja z tą kobietą nie chcę mieć nic wspólnego – rzuca przez słuchawkę serię zdań. Nie rozumie, skąd takie podejrzenia, gdy ona urodziła drugiego syna w styczniu 1951 roku. Jakże więc mogła mieć dziecko w sierpniu 1950 r. Przecież ciąża trwa dziewięć, a nie pięć miesięcy. Te daty – zdaniem pani Krystyny – wykluczają ją jako biologiczną matkę Haliny.
Ale jej dane widnieją w metryce urodzenia. Czyżby w Mińsku Mazowieckim żyła jeszcze jedna kobieta o identycznym imieniu, nazwisku, dacie urodzenia, a nawet imionach rodziców? A może ktoś podszył się pod panią Krystynę, by zatrzeć ślady hańbiącej ciąży i niechcianego dziecka? By rozwiać wszelkie wątpliwości Halina ma propozycję – badania genetyczne, których koszt może pokryć.
– Jakie badania, po co, ja nie byłam kurwą, by mnie na starość badać – krzyczy staruszka do słuchawki, nie życząc sobie dalszych rozmów.
O spotkanie trudno już prosić, bo wyraźnie kobieta nie ma ochoty na porównywanie ją z Haliną. Nie chce jej znać i widzieć – nawet fotografii.
Jaka jest więc prawda? Halina Rucka* vel Anna Rejment twierdzi, że Krystyna nie chce się przyznać do dziecka z nieprawego łoża. Gdyby jej naprawdę nie urodziła, wyjaśniłaby ten fałsz prosto w oczy, sprostowałaby metrykę i dała się zbadać genetycznie. - A daty urodzin dzieci można było sfałszować, bo wtedy kobiety rodziły przeważnie poza szpitalem – nie daje za wygraną Halina.
Nerwowe i podejrzliwe zachowanie pani Krystyny nie musi oznaczać jej winy. Prawie 80-letnia kobieta ma prawo do spokoju, gdy jest pewna, że nigdy nie urodziła córki. Pozostaje tylko sumienie i pomoc osób, które znają prawdę. Może rozżalona Halina – Anna kiedyś się jej doczeka.
* nazwisko zmienione przez autora

Numer: 2005 47   Autor: Janek Fridajski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *