Wzięli i opisali...

Jakiś czas temu w godzinach porannych pojechałam z moją mamą do szpitala w Mińsku, gdyż miała nadciśnienie tętnicze 240/150.

Szpital czekania

Odesłano nas na SOR, gdzie mama spędziła 1,5 godz. przed okienkiem rejestracji. Nawet nie zmierzono jej ciśnienia; po 2 godz. podano jej proszek pod język; nie było dużej skuteczności; kazano jej czekać jeszcze godzinę. Upierałam się, aby moja mama trafiła na oddział, ale odesłano ją do domu.
Po dwóch dniach znów taka sama historia. W przychodni nie ma numerów do lekarza, więc znów trafiła do SOR-u, gdzie nie działały komputery. Zapisano ją w końcu do lekarza (...), który po 2 godzinach, podchodząc do pacjentki mówi, że będzie czekała jeszcze godzinę, bo on nie ma czasu. Po trzech godzinach trafiła w końcu pod jakieś aparatury, aby spędzić ciśnienie. Pytam się lekarza, jak z mamą czy mogłaby zostać skierowana na oddział, a on mówi, że z taką chorobą nie ma miejsca na oddziale, że są gorsze przypadki.
Wieczorem, mierząc mamie ciśnienie, sytuacja się powtórzyła, miała znów 240/150. Zadzwoniłam do doktora (...), żeby spytać co mam zrobić, a on kazał wezwać pogotowie, mówiąc, że będzie siedziała na krześle, bo nie ma miejsc w szpitalu i nadal mówi, że jest bardzo zmęczony.
Tego samego dnia trafiła się pacjentka z krwotokiem z nosa, nie chcieli jej przyjąć, gdyż powinna pójść do laryngologa, a nie na SOR. Kiedy zajmowałam się swoją mamą słyszałam jak bardzo brzydko i arogancko odzywano się do kolejnej pacjentki.
Niestety, tak nie może dalej być. Gdzie są nasze opłacane składki zdrowotne? Przecież szpital to nie prywatna instytucja, żeby rządził człowiek, który powinien być szewcem.

Numer: 2012 24   Autor: Nazwisko znane redakcji





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *