17. mińska Piętnastka

Ostatnia niedziela maja stała się dla miłośników sportu prawdziwym świętem, choć wciśniętym miedzy koncerty przedsięwzięcia o nazwie 4M. Dzieło śp. Piotra Siankowskiego kontynuuje miński MOSiR z powodzeniem. Tak dużym, że 17. Mazowiecka Piętnastka przyciągnęła ponad 350 amatorów biegania z kraju i zza granicy

Z kozą, płotkami i Mają

17. mińska Piętnastka / Z kozą, płotkami i Mają

Do walki, szczególnie najmłodszych uczestników, zagrzewała Grażyna Rabsztyn, trzykrotna mistrzyni Europy w biegach przez płotki. Zachęcała wszystkich, by mieli marzenia, realizowali je i zawsze dążyli do celu. Droga ta zawsze wzbogaca, a poprzez dyscyplinę i cierpliwość rozwijamy się. Mistrzyni zachęcała także do uprawiania sportów i wszelkiej aktywności fizycznej aż do późnej starości. Przykłady takich postaw było można zauważyć podczas biegu.
Symbolem rozpoznawczym Mazowieckiej Piętnastki stał się już na dobre bieg vipów. Tym razem z jedyną kobietą, Wandą Rombel. Uczestnicy biegli dookoła stawu, a do mety dotarli solidarnie całym peletonem. Za biegaczami biegła czworonożna maskotka imprezy – koza Mela z gospodarstwa agroturystycznego Tomasza Tarkowskiego w Jakubowie. Poszło im jak z płatka, więc mieli nadzieję, że wszystkim sportowcom pójdzie równie łatwo.
Tak się wydawało, gdy wystrzelił sygnał do startu głównego biegu. Na mecie było już inaczej, a główne nagrody wzięli Ukraińcy. Najlepszy z biegaczy lokalnych, czwarty w generalnej Maciej Badurek miał do zwycięzcy tylko lub aż 183 sek. straty (46:06/49:09). Pozostali z pierwszej mińskiej piątki, czyli Zbigniew Lamparski, Andrzej Możdżonek, Łukasz Lemanowicz i Artur Dominowski zmieścili się w godzinie biegu.     
Wielu uczestników budziło zachwyt niepowtarzalną sylwetką, szybkością, także poczuciem humoru czy też oryginalnym strojem. Wiele walorów wniósł Sławomir Andrzejewski z Sobiekurska w gminie Karczew, który cały czas żonglował piłką, nie zgubił jej i jeszcze uzyskał niezły wynik w biegu.
Mińska Medyczna Szkoła Policealna kolejny już raz przed i po biegu serwowała uczestnikom masaże. Tak rozgrzewały mięśnie i likwidowały bóle, że kolejka stała tam cały czas.
Atrakcją dla mińszczan był koncert Zbigniewa Wodeckiego, przyjaciela Mińska. Muzyk, jak sam mówił, ze sportem zetknął się na krótko w dzieciństwie, potem tata zabrał mu piłkę, a wręczył skrzypce. Pokazy wirtuozerii smyczkowych i na trąbce gość okrasił humorem, muzyczną wędrówka przez Opole, Sopot, San Remo czy Jarocin. Oczywiście, mińszczanie pomagali śpiewać pszczółkę Maję, zacznij od Bacha, o muszelce i wyuzdane Chałupy. Roztańczeni przy czardaszu kibice ostatecznie rozgonili deszczowe chmury i cieszyli się z kozy, płotków i pszczoły Mai, z którą mistrz estrady obiecał do Mińska wracać.

Numer: 2012 22   Autor: (ret, jaz)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *