Mińskie złotka 1960-2010

Nie ma w życiu nic piękniejszego ponad możliwość wspólnego przeżywania radości z narodzin dzieci czy wnuków, dzielenia się z osobą najbliższą szczęściem i osiąganymi sukcesami. Nie ma nic bardziej wartościowego niż wzajemne wspieranie się w chwilach trudnych i wspólne przezwyciężanie przeciwności losu – mówił do 21 złotych par burmistrz Marcin Jakubowski po uhonorowaniu ich medalami za 50-letnie pożycie małżeńskie. Zrobił to pierwszy raz w życiu i z kartki, by nie pominąć żadnego słowa z wcześniej ułożonych gratulacji i życzeń

Trwali dla siebie

Mińskie złotka 1960-2010 / Trwali dla siebie

Na oazę półwiecznych wspomnień wybrano tym razem pałac Dernałowiczów, ale z wejściem od tarasu, bo frontowe drzwi rozwalił jakiś młody kierowca spragniony nocnej kultury. Dali radę dotrzeć do sali kameralnej, choć nie bez złośliwych komentarzy. Tam ze sceny witała ich reaktywowana Kapela Małego Stasia, a po prezydenckie medale zapraszała szefowa USC Magdalena Zagórska. Podzieliła 28 zaproszonych par na cztery grupy, ale siódemka jubilatów nie dotarła na uroczystość. Były za to liczne rodziny z aparatami gotowymi do uwiecznienia babciowego i dziadkowego szczęścia.
Właśnie do pamięci sprzed 50 lat sięgnął burmistrz Jakubowski, przypominając im dni, kiedy się poznali, przeżywali czas młodzieńczej miłości i wreszcie stanęli na ślubnym kobiercu. Teraz dają świadectwo, że słowa przysięgi małżeńskiej o zgodzie, miłości, wierności i przede wszystkim trwałości nie były pustą obietnicą. Są też kapitałem poprzez trud włożony w wychowanie dzieci i wnuków, i w budowanie tradycji opartej na wierności, miłości i wzajemnym oddaniu.
To prawda, bo patrząc na jubilatów, trudno im odmówić przymiotów dobrych żon i mężów. Jednak nietrudno też dociec, że spotkał ich kryzys demograficzny. Młode żony zazwyczaj rodziły jedno lub dwoje dzieci, bo – jak mówiły – nie było warunków, zazwyczaj mieszkaniowych. Po troje dzieci dochowały się trzy małżeństwa (Nasiłowscy, Zagórscy i Żaczkowie), a tylko Wanda i Andrzej Wojdygowie zasłużyli na nagrodę naszej redakcji za pięcioro następców, od których mają 11 wnucząt. W sumie 21 par miało 42 dzieci, co wprawdzie jest lepszym wynikiem od dzisiejszej średniej (2/1,4), ale daje on tylko reprodukcję prostą. Nie poprawia jej jak na razie 69 wnucząt, ale oni nie powiedzieli ostatniego słowa.
Jubilaci pobierali się w różnym wieku. Najmłodszymi żonami były Hanna Gągol i Jadwiga Zagórska (po 19 lat), mężami – Czesław Gągol i Franciszek Zwierzyński (20 i 21 lat), ale kilka par czekało z ożenkiem prawie do trzydziestki. Dość przytoczyć, że różnica sumy wieku obojga nowożeńców w dniu ślubu sięgała 20 lat – od 39 wiosen u Gągolów (19 i 20 lat) do 59 w przypadku Marianny i Władysława Szczęsnych (29 i 30 lat). Dzisiaj to norma, ale w czasach gomółkowskiego PRL-u takie zaniechanie obywatelskich powinności groziło społecznym odium i dodatkowymi podatkami.
Wkrótce szampan rozwiał wszelkie wątpliwości, a muzyka Stasiowej kapeli porwała jubilatów do tańca. Najlepiej wypadło białe tango, bo to kobiety wybierały sobie partnerów, ale już podczas sesji fotograficznej każdą żonę ubezpieczał od tyłu wierny mąż. Po 50 latach wspólnoty ta przyrzeczona kiedyś wierność ma – wbrew pozorom – znaczenie. Pamiątki też, więc zapraszamy po zdjęcia do naszej redakcji.

Numer: 2011 05   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *