Jestem mieszkanką gminy Mrozy i pobieram tzw. rodzinne w tutejszej gminie. W grudniu na kilka dni przed świętami odebrałam telefon od znajomej, że tym razem – ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu – dodatkiem do zasiłku są paczki świąteczne dla dzieci, prawdopodobnie ze środków unijnych. Ucieszyłam się, ale chyba za wcześnie – zaczyna swą opowieść pani Katarzyna. Za wcześnie, bo do dzisiaj paczki nie otrzymała
O-szukane paczki
Nie mogła być w urzędzie zaraz po telefonie, ponieważ było już za późno.
– O godzinie 14.00 kasa jest zamknięta, o ile w ciągu dnia pani nie jest w palarni, co nazywa wyjściem np. do banku. Do urzędu trafiłam na drugi dzień rano, ale pani w kasie powiedziała, że nic nie wie na ten temat. Jakie było moje zdziwienie, przecież to ona osobiście wydawała paczkę znajomej – donosi mrozianka.
Nie odpuściła i poszła do samego wójta. Nie udało się, bo – jak mówi – dla niej go nie było.
– No cóż personą to nie jestem, a nasz pan wójt z pospólstwem zadawać się nie będzie – ironizuje.
Nie znalazła także informacji na tablicy ogłoszeń, kiedy można ewentualnie spróbować dostać się do wójta. Brnęła więc dalej w zaułki urzędu, gdzie mogłaby dojść prawdy, dlaczego są lepsi i gorsi. Pytała panią w sekretariacie i otrzymała wiadomość, że paczki były, ale tylko dla dzieci pracowników urzędu gminy. Więc jednak były. Już nic nie rozumie, bo przecież jej znajoma ani nikt z jej rodziny w żadnym razie nie są pracownikami gminy.
Wędrowała dalej, do kolejnego pokoju... po śliskich schodach.
– Może one dlatego takie śliskie, żeby petentów odstraszyć, po co mają się kręcić po budynku i niepokoić zapracowanych urzędników, kawy spokojnie nie będą mogli wypić, czy te panie urzędniczki-emerytki po piętrach ganiać – myśli po drodze. Trafiła wreszcie do sympatycznej pani i tu dowiedziała się, że paczki owszem były z GOPS-u. Spytała więc, dlaczego dostała znajoma, która nie korzystała nigdy z pomocy opieki społecznej. Zobaczyła zdziwione oczy swej rozmówczyni, która nagle zamilkła. Za chwilę z drugiego pomieszczenia odezwała się kolejna urzędniczka, która nie wiedziała, czy pani Katarzyna by się nie obraziła. O co miałaby się obrazić? No, jakby ktoś dał jej te darmowe paczki.
– A ja się zastanawiam, czy to panie urzędniczki się nie obraziły, kiedy brały te paczki? Komu jest potrzebna taka paczka, pani na urzędzie czy tym co pobierają zasiłek? Pani na urzędzie to lepsza kategoria ludzi? Tutaj w gminie widać są lepsi i gorsi, ci co mają znajomości i ta reszta – szara masa. Ja nigdy nic darmo nie dostałam, wiem, że aby coś mieć trzeba na to zapracować, ale jak mam wytłumaczyć swoim dzieciom, że czegoś, co było dla nich nie ma, bo ktoś zachował się nieodpowiednio i jest kimś na stołku, co jemu wolno wszystko. Zawsze przykład idzie z góry. I komu tu potrzebna jest pomoc? Nie potrafię zliczyć, ile dzieci zostało oszukanych – wyrzuca na koniec salwę pytań, prosząc o pomoc w dojściu do prawdy.
We wtorek 18 stycznia za nieobecną szefową mroziańskiego GOPS-u sprawę paczek wyjaśnia pracownica socjalna Ewa Kaczmarczyk. Nie ma niczego do ukrycia, bo prezenty świąteczne dla dzieci z rodzin objętych pomocą to nie tylko ubiegłoroczna akcja. Jednak to jak dotychczas pierwszy przypadek skargi na dystrybucję paczek. Było ich 120 o wartości ok. 50 złotych każda i przeznaczone były dla dzieci z najuboższych rodzin, czyli korzystających z pomocy GOPS-u w różnych formach. W paczkach były słodycze i artykuły higieniczne.
Przypadek interweniującej mieszkanki to – zdaniem Ewy Kaczmarczyk – efekt niewiedzy lub dezorientującej, a nawet złośliwej informacji. To zwykła socjalna podpucha, bo paczki na pewno nie były oszukane.
Numer: 2011 04 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ