Dość niespodziewanie dostali się do samorządu i tak samo zrezygnowali z mandatu radnego. Dwóch z woli własnej, trzeci z woli prawa, bo je zlekceważył. Przy okazji oszukał swoich pryncypałów i wyborców, których czeka powtórny spacer do urn
Wyborcze losy

Henryk Oklesiński dostał się do niniejszej rady jako jedyny z KWW Przełom, komitetu gromadzącego w swym szeregach przede wszystkim mieszkaniowych spółdzielców. Cieszył się, że wyborcy mniej kierowali się nazwą a osiągnięciami prezesa SM Mechanik.
Nie miał już złudzeń w czasie pierwszej sesji nowej rady, którą prowadził jako senior. Po nieprzespanej nocy napisał do przewodniczącego Leona Jurka oświadczenie, w których rezygnuje z mandatu radnego. Powody? Przede wszystkim zdrowotne, ale też niechęć uczestniczenia w konfliktach i kłótniach na sali obrad. Co innego w radzie doradczej, którą powołanie sugeruje nowemu burmistrzowi. Musiałaby się składać z prezesów, dyrektorów i właścicieli firm różnych branż, które społecznie wesprą Jakubowskiego.
Radni przychylili się do prośby Oklesińskiego, a na jego miejsce wszedł znany z poprzedniej kadencji Bogusław Zwierz. To nie koniec konsekwencji rezygnacji prezesa. Zostawił on po sobie 16 interpelacji, ale tak retrospektywnych, że zapewne nikt się nimi nie zajmie. Może właśnie dlatego trzeba największe z nich upublicznić. Prezes SP Mechanik pyta m.in. z jakich to powodów pozbyto się ośrodka w Mariance, dlaczego na ulicach Kościelnej i Ogrodowej wprowadzono ruch w obydwu kierunkach (szkodliwy dla kościoła), co dzieje się ze sprawą cywilnego portu lotniczego, gdzie będzie miejski cmentarz, gdzie wywożone są śmieci, dlaczego nie przystąpiono do budowy śmietniska w Chmielewie, co proponował wójt Dąbrowski. Są także pytania o wiadukty nad torami (Siennicka, Kazikowskiego, Tartaczna) budowy niepotrzebnego marketu przy Mrozowskiej, wybór ulic do modernizacji, brak likwidacji największego złomowiska przy ulicy Wesołej czy losy fundacji „Pomoc dla społeczeństwa”, której Oklesiński był założycielem.
Były radny zdaje sobie sprawę z retoryczności swych pytań, bo są one bardziej rozliczeniem z poprzednią władzą, której zabrakło wyobraźni i kompetencji. Bardziej więc od odpowiedzi na swoje postulaty, wolałby konkretne działania wpływające pozytywnie na rozwój miasta.
O Krzysztofie Dobrzyńskim zrobiło się głośno po ujawnieniu przestępstwa grożącego utratą biernego prawa wyborczego. Ale on zaprzeczył faktom z rejestru skazanych, obiecując dostarczenie kwitów na swoją niewinność. Radni byli jednak bezlitośni, a szczególnie przewodnicząca Jolanta Bąk, która w programie ostatniej w 2010 roku sesji zapisała uchwałę o pozbawieniu Dobrzyńskiego mandatu radnego. Sprzyjający mu radni ze WS Razem przespali możliwość zamian porządku obrad, a podczas głosowania nie byli przeciw. Widocznie nawet oni zrozumieli, że – jak dowodziła przewodnicząca z radnym Kurowskim – Dobrzyński nie może być wiecznym tematem obrad, bo czas się zajać problemowi gminy. Poza tym „chłopina” wciąż zwodzi radę, a teraz ją olał nie przychodząc na sesję.
– Sąd dla tego człowieka jest codziennością – dowodziła szefowa radnych, informując zebranych, że na początku stycznia Dobrzyński ma kolejną sprawę karną. A jeśli będzie się czuł poszkodowany, niech idzie sam po sprawiedliwość do wojewody lub sądu. I w ten sposób zdecydowana postawa ośmiorga radnych uchroniła mińską gminę przed wstydem.
Numer: 2011 03 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ