Chciałabym nawiązać do artykułu pt. „Porodowa bessa” (Co słychać 2/2005), w którym krytykuje Pan mińszczanki, wybierające na miejsce porodu zamiast szpitala mińskiego - szpitale warszawskie. Uznał to Pan za niepatriotyczne, z czym ani ja, ani dziesiątki innych kobiet nie możemy się zgodzić. To po prostu podejście zdroworozsądkowe, czego mam nadzieję dowieść poniżej
Byle nie w Mińsku
W obecnych czasach znaczenie i waga po-rodu zmieniło się. Jest to najczęściej akt jednorazowy (niestety) i w związku z tym nikogo nie powinny dziwić starania kobiet, by odbywał się on w najlepszych możliwie warunkach, z zachowaniem obowiązujących obecnie standardów medycznych.
Coraz mniejsza liczba porodów w naszym szpitalu jest prostą konsekwencją coraz mniejszej liczby porodów w ogóle (na rodzinę przypada dziś średnio 1,2 dziecka!). Niestety, przyczyna leży również w tym, że poziom świadczonych usług, stosunek do pacjenta oraz wyposażenie oddziału pozostawia wiele do życzenia, o czym mogę zapewnić Pana w imieniu swoim i moich licznych koleżanek, które wykazały tak dużą dozę patriotyzmu, że urodziły w mińskim szpitalu. Uważam, że w obecnej sytuacji, gdy zaniechano rejonizacji, nie jest zasadnym zachęcać mińszczanki do rodzenia w naszym szpitalu (...) metodą kija. Należy raczej występować do dyrekcji szpitala z apelem o poprawę jego konkurencyjności w stosunku do placówek warszawskich. Zdaję sobie sprawę, że naszemu SPZOZ-owi brak pieniędzy na nowoczesny sprzęt, remont sal itp., ale myślę, że na początek wystarczyłoby mniej przedmiotowe traktowanie pacjentek, jasność procedur medycznych, wprowadzenie (wraz z oficjalnymi cennikami) dodatkowych usług takich, jak znieczulenie zewnątrzoponowe, poród w towarzystwie wybranej wcześniej położnej, prywatna sala do porodu i na czas opieki nad noworodkiem itp. Pieniądze za usługi zasiliłyby kasę szpitalną i z czasem pozwoliłyby nadrobić zaległości sprzętowe.
Polecam Panu krótką lekturę rubryki Co słychać?, w której przedstawia się nowonarodzone dzieci. Zauważy Pan, że znacząca większość rodziców pochodzi z podmińskich miejscowości, co nasuwa dalszą natrętną myśl, że mogą to być ludzie gorzej wykształceni, nie znający obecnych standardów w położnictwie. Jeśli chodzi o mieszkanki Mińska Mazowieckiego, to ich gros podczas ciąży leczy się prywatnie u lekarzy odbywających praktykę na Oddziale (wiem to z autopsji, oraz z relacji koleżanek).
Mińszczanka
Od autora: Jeszcze przed dwoma-trzema laty mińska porodówka należała do najlepszych w kraju, zajmując w konkursie „Rodzić po ludzku” równe miejsce z warszawskimi. Czyżby aż tyle się tam zmieniło, że lepiej wykształcone mińszczanki nie chcą rodzić u siebie? A może są inne przyczyny? Czekamy na listy, także od ordynatora oddziału ginekologiczno-położniczego mińskiego SP ZOZ.
Numer: 2005 04
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ