Kolędnicy MSzA
Od stycznia 2011 roku mińska szkoła artystyczna wejdzie w rok obchodów 35. rocznicy istnienia. Od początku jej dyrektorem jest Maciej Wenanty Domagała, który w czerwcu planuje wielką artystyczną galę. Na razie – jak co roku – urządził uczniom, nauczycielom i rodzicom muzyczne kolędowanie
Rodzynki spod choinki

Atmosferę tworzą ludzie, a tych nie brakowało w niedzielny wieczór 19 grudnia, kiedy Joanna Nowik zapowiadała kolędowe przysmaki w wykonaniu młodych i starszych muzyków MSzA. I już nieważne, których było więcej, bo po każdym popisie dyrektor Domagała wzywał całą salę do wtórowania scenie. Czasami właśnie ta publiczność stawała się wokalną dominantą. Nie za długo, bo kolejni wykonawcy chcieli dać szansę zaistnienia swojej ulubionej kolędy. Gdy tylko przebrzmiał fortepian, flety, skrzypce, perkusje czy saksofony, temat podejmowali muzycy z orkiestry kameralnej pod batutą Romana Wachowicza, a wraz z nią 200-osobowy chór gości.
I tak przez prawie dwie godziny, aż prześpiewali niemal wszystkie nuty z otrzymanego na czas koncertu śpiewnika, aż ucichły mandoliny grupy Stanisława Woźnicy. To z nimi młody Gomółka wyśpiewał starszą wersję kolędy „Mizerna cicha”, a przed nim dziewczęta Pawła Hruszwickiego pokazały, jak urokliwe potrafią być kantyczki – także po czesku. Natomiast Kinga Sokołowska przypomniała pastorałkę „O, gwiazdeczko”, którą podobno śpiewał Frycek Chopin.
Aż wreszcie doszło do eksperymentu dyrektora Domagały, by ostatnią kolędę „Pójdźmy wszyscy do stajenki” zamienić w oryginalną synkretyczną formę artystyczną. Cóż, podobno improwizacje wychodzą, ale tylko wcześniej dokładnie przećwiczone. Tutaj dała się we znaki bojaźń tonacyjna, ale w końcu zwyciężyła preferowana przez Domagałeś wiara w ludzi i... wreszcie zabrzmiało. Najpierw skrzypce Marysi Paszkowskiej, po nich klarnety, za nimi kameraliści i cała sala witała Maleńkiego w ubogiej stajence.
To już za kilka dni, a śpiewać trzeba nie tylko kolędy, bo – o czym przypomniał w życzeniach dyrektor Domagała – muzyka naprawdę potrafi zmieniać człowieka. Niech więc zmienia, byleby przez bojaźliwą tremę artystów na scenie nie żenowała publiczności.
Numer: 2010 52 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ