Mińszczanie w Familiadzie

W minioną sobotę i niedzielę tj. 6 i 7 lutego 2010 roku o godz. 14.00 w TVP-2 odbyły się kolejne emisje Familiady. Tym razem z udziałem drużyny warcabistów. Nie byłoby to tak interesujące, gdyby w zespole miłośników stupolowej szachownicy nie wystąpili działacze warcabowi z Mińska

Klan warcabowy

Mińszczanie w Familiadzie / Klan warcabowy

Udział w tym popularnym programie był realizacją pomysłu na promocję warcabów. Jednak nie tak szybko dostali się przed kamery Familiady. Realizacja pomysłu od zgłoszenia poprzez eliminacje i nagranie programu w Warszawie trwała dokładnie rok. Taki to już urok publicznej telewizji i osobisty Karola Strasburgera.
Pojechali do Krakowa bez większych nadziei na sukces. A jednak urzekli komisję swoim hobby, funkcjami społecznymi i... dowcipami nie tylko o warcabach. W składzie drużyny wystąpili działacze warcabowi: Tadeusz Kosobudzki - prezes Polskiego Związku Warcabowego, Grzegorz Kulma - przewodniczący kolegium sędziów PZWarc oraz Aniela i Jan Artymowiczowie z Horyńca-Zdroju i Leszek Pętlicki z Mławy.
W Warszawie było inaczej, bo już na oczach publiczności i kamer. Wszystko, czyli trzy nagrania jednego dnia, ale w różnych strojach, które dobierał sam mistrz Jacyków. W pierwszym starciu, które emitowano w sobotę 6 lutego wygrali z drużyną studentów WAT, a w drugim, niedzielnym, dali radę reprezentacji samych kobiet. Pytania – jak to w Familiadzie - nie były trudne, ale wymagające refleksu i zgodności z wynikami ankiet. Ale także opanowania i szczęścia. Ze stresem jakoś sobie poradzili, ale szczęście było połowiczne. Wszakże wygrali bezpośrednie pojedynki, jednak do zainkasowania 15 tysięcy brakowało punktów. Walczyła o nie pani Aniela i Grzegorz Kulma, który jako drugi miał znacznie trudniejsze zadanie wyboru adekwatnych wyrazów lub bliskoznaczników. Widzów rozśmieszyli wyborem wilka i psa jako zwierząt, których boją się dziewczyny (najlepiej punktowały pająki, myszy i żaby) oraz koleżanką, która miałaby być synonimem kolegi. Lekką wpadką stało się także literackie rodzeństwo, na którego trop nie mógł wpaść pan Tadeusz. No, ale pustka w pamięci w takich programach to prawie norma, więc nie ma się czego wstydzić. Tym bardziej, ze prowadzący robił wszystko, by stres nie górował nad koncentracją i logicznym myśleniem. Jednak harmider w czasie przerw, ciągłe poprawianie makijażu i wielogodzinne nagrania robiły swoje.
Warcabiści planowali udział co najwyżej w jednym programie, ale już wiadomo, że zasłużyli na trzy emisje Familiady. Dwukrotnie awansowali do finału, ale niestety nie udało się wygrać nagrody głównej - 15 tysięcy złotych. Czy więc sprawdzi się przysłowie - do trzech razy sztuka - dowiemy się w najbliższą sobotę w telewizyjnej Dwójce. I na tym nasi gracze zakończą przygodę w telewizji, bo regulamin Familiady nie przewiduje dalszych występów. Mimo nierzadkiego popisywania się refleksem ciut tylko szybszym od szachistów, niczego nie żałują. Mają liczne dowody sympatii, a dzięki popularności teleturnieju mogli trochę wypromować swoją ulubioną dyscyplinę sportowej walki. Właśnie walki, bo na szachownicach i warcabnicach też toczą się boje nie mniej emocjonujące od wizualnie dynamiczniejszych sportów.
Rzadko do tego namawiamy, ale w sobotę o 14.00 naprawdę warto włączyć telewizor na pół godziny.

Numer: 2010 07   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *