Drodzy Czytelnicy

Lawinę może wywołać nieostrożny krok lub rzucona w czuły punkt kulka śniegu. W życiu bywa podobnie, a w urzędach to też nie rzadkość. Syndrom lawiny przydarzył się ostatnio mińskiej prokuraturze, której po śledztwie w sprawie niegospodarności burmistrza Mińska Mazowieckiego przyszedł niespodziewanie kolejny przykry obowiązek – zbieranie dowodów w sprawie nieudzielenia pomocy przez lekarza z mińskiego szpitala

Z głupoty i serca

Drodzy Czytelnicy / Z głupoty i serca

Oskarżenie działa jak lawina, a przedwczesne nie pozwala na odnalezienie drogi obrony. Oskarżony przez rodzinę Józefa Wociala lekarz (vide: Śmierć jak loteria, s. 11) mógł się poczuć, jak osaczony w matni zwierz. Z jednej strony przekonujące argumenty, że zbagatelizował ciężko chorego pacjenta, z drugiej zaś reakcja przełożonego, który najpierw mówi o powołaniu komisji, a zaraz po tym jest przekonany o zaniedbaniach doktora Bartoszczuka.
Nie było możliwości, by zapytać prokuraturę, czy prowadzi dochodzenie w sprawie, czy już postawiła jakieś oskarżenie, ale to niczego nie zmienia oprócz praw chroniących lekarza. Ważniejsze jest, że uzasadniony ból dzieci, które w ciągu trzech dni stracili oboje rodziców wywołał nagonkę nie tylko na Bartoszczuka, a na wszystkich lekarzy pracujących w mińskim szpitalu. Nagle ludzie zaczęli sobie przypominać co spotkało ich lub bliskich podczas zabiegów, rehabilitacji lub tylko leczenia na oddziałowym korytarzu, bo nie było miejsca na sali.
Nie wszyscy mają ochotę na kopanie leżącego, więc próbują go bronić. Może miał zły dzień, może rzeczywiście niczego nie dostrzegł w EKG a w ogóle jest chory i ma własne problemy. Żenada gorsza od poprzedniej. Niech już lepiej zamilkną, bo sami na pewno nie chcieliby takiej niedźwiedziej przysługi.
A tak w ogóle, to choć już wiele się zdarzyło, sprawa – jak twierdza obrońcy praw pacjenta – zapewne skończy się umorzeniem. Zawsze można udowodnić, że zmarły prowadził niehigieniczny tryb życia, nie kontrolował swego stanu zdrowia, a z EKG nie można było przewidzieć zawału. Tylko kto wtedy zwróci Wocialowi życie, a Bartoszczukowi – lekarski honor.
Nie sposób nie zauważyć, że zima robi z nami, co tylko chce. A podobno to nie koniec. Jest jednak sposób na pokonanie białego potwora – ciemne okulary cierpliwości i nadzieja, że ciepło przyjdzie do nas powoli. Jeśli nie, zaleje nas nie żółć, a woda. Może już warto na konto powolnej odwilży zacząć się umartwiać.
Zanim jednak nastąpi czas postu, przed nami najtłuściejszy z czwartków i zimowy dzień zakochanych. Już wielokrotnie pisałem na tych łamach, że mamy weselszą słowiańską, gorącą Kupalnockę. Ale co poradzić, kiedy i zimą ludzie chcą wyznawać sobie miłość.
Nasze łamy są dla zakochanych wciąż otwarte, a szczególnie w przyszłym, siódmym w tym roku numerze tygodnika. Przyjmujemy życzenia do godz. 20.00 w poniedziałek 8 lutego. Za oryginalne wyznania miłości przewidujemy nagrody. Do dzieła - zakochani poeci i wierszokleci.
A kibiców futsalu zapraszamy na naszą 12 już halówkę. Szczególnie w sobotę 6 lutego na finałowa galę. Będzie na co i kogo popatrzeć.

Numer: 2010 06   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *