- Chciałabym poruszyć pewien problem. Otóż w minioną niedzielę byłam świadkiem, kiedy rodziców z małym dzieckiem wyrzucono się z kościoła. Dlaczego? Bo roześmiana dziewczyneczka mająca około półtora roku, może dwa biega po kościele i co jakiś czas woła mama lub tata. Ksiądz Tadeusz swoimi złośliwymi komentarzami doprowadził do tego, że rodzice opuścili kościół – doniosła do redakcji jedna z parafianek NNMP
Wyrzuceni za dziecko

Jak wytłumaczyć takiemu maluchowi, że księdzu nie podoba się jego zachowanie i ma stać całą mszę grzecznie i cicho? A co powiedzieć o moherowej matronie, która na cały głos syczała, że czas najwyższy wyprowadzić to dziecko – wspomina nasza informatorka. Nie ma jeszcze swoich dzieci, ale nie chciałaby być na miejscu tej matki. Uważa, że skoro dzieci tak drażnią księży, może warto na drzwiach kościoła zawiesić kartkę z zakazem wstępu z maluchami. Wtedy będą jasne reguły i rodzice nie będą narażać się na upokorzenia.
Matka dziewczynki zauważyła w naszym tygodniku wzmiankę o wypędzaniu dzieci z kościoła. Doświadczyła tego na własnej skórze. Może, niezupełnie zostali wypędzeni, ale po złośliwych uwagach księdza Tadeusza sami wyszli w połowie mszy z kościoła NNMP. Powodem irytacji księdza była ich niespełna dwuletnia córeczka, która beztrosko chodziła sobie po kościele i co chwilę mówiła coś w swoim języku. Najpierw usłyszeli, że mają uciszyć to dziecko, a potem, że to o nich źle świadczy. - Tylko jak wytłumaczyć takiemu maluchowi, że ma stać cicho? – pyta retorycznie pani Marzena.
Myśleli, że kiedy zejdą księdzu z oczu, on będzie zadowolony. Jednak na dworze było zimno, a dziecko po tygodniowej chorobie, więc wrócili do domu. Potem dowiedzieli się, że ksiądz Tadeusz na koniec mszy wrócił do tematu nieodpowiedzialnych rodziców, którzy nie potrafią odpowiednio przygotować dziecka do mszy.
- Tylko pogratulować księdzu wiedzy na temat rozwoju dziecka. Gdyby posiadał jej chociaż minimum, wiedziałby, że na tym etapie rozwoju nie jest możliwe wytłumaczenie dziecku pewnych rzeczy – piętnuje nasza respondentka.
I dodaje, że nigdy dotąd żadne nieprzyjemności nie spotkały jej ze strony innych księży pracujących w tej parafii, ale ten incydent skutecznie zniechęcił do odwiedzania tego kościoła. Widzi dwa wyjścia z tej sytuacji - albo zmienić parafię, albo przestać chodzić do kościoła. Teraz już nie dziwi się, że kościoły pustoszeją...
A już na marginesie proponuje pomyśleć o jakichś kratach zabezpieczających lub przybudówce dla rodzin z małymi dziećmi.
Jak ten incydent tłumaczy proboszcz parafii NNMP, ks. Dariusz Walicki? W ogóle nie chce dyskutować, bo nic o nim jeszcze nie wie. Dziwi się tylko, że rodzice od razu lecą z takimi sensacjami do mediów, zamiast porozmawiać z księżmi.
No cóż – drodzy księża – niezależna prasa jest od nagłaśniania i takich zdarzeń, jak ostatni incydent w starym kościele. Co innego ocena zachowania księdza i rodziców. Znamy takich kapłanów, którym nie przeszkadzają dzieci nawet z ADHD, ale również uważamy, że świątynia nie powinna być bawialnią. To nie dom ani przedszkole. Są granice, których nie powinny przekraczać obie strony, ale jakoś im to nie wyszło. Może w święta będzie lepiej.
Numer: 2009 51 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ