Może to zakrawać na makabryczną groteskę, ale trudno nie dojść do wniosku, że łatwiej w Mińsku Mazowieckim zostać patronem ulicy niż islamskim męczennikiem. Nad Srebrną wystarczy być dobrym człowiekiem, a tam trzeba mieć bombę w odbycie, telefon komórkowy i kupę odwagi, by nie stchórzyć przed rozpruwającym wnętrzności smsem.
Patroni dobroci

Kowale kują żelazo póki gorące, sportowcy wykorzystują nieuwagę przeciwnika, a politycy – nawet ci lokalni – potrafią jedno i drugie. Tak zrobił Andrzej Kuć jeszcze przed awanturą o dodatkowe fundusze na basen.
Ale od początku, bo Mińsk Mazowiecki ma nie tylko problemy z modernizacją ulic, ale też z ich patronami. Przed kilkoma miesiącami za nic w świecie radni nie chcieli oddać kawałka drogi od Sosnkowskiego do torów kolejowych pamięci por. Stanisława Maciejewskiego. Jak nie ulica, to może skuszą się na rondo – pomyśleli wnioskodawcy i aby pomysłu znowu ktoś nie utrącił, stworzyli grupę nacisku. Wobec tak licznego lobbingu radni nabrali wody w usta i ani im przyszło do głowy rozprawiać o dwuznacznym zachowaniu Kożuszka po wejściu władzy otwierającej usta torturami. Wręcz rozczulali się, słuchając opowieści Kamińskiej jaki to ze Stasia był dobry kolega i wspaniały partyzant. No i takim sposobem Maciejewski ma rondo w centrum miasta, tj. na skrzyżowaniu Topolowej i 11 listopada.
Skoro tak, to przedłużenie ulicy Sportowej aż prosiło się o szybkie zagospodarowanie. Na iście diabelski pomysł wpadł radny Kuć, który piorunem zaproponował Zbigniewa Mirosza. On jako trener rugbistów, reprezentantów kraju (Kucia również) doskonale pasował do tej sportowej enklawy Zatorza. – To nie wojenny heros, a bohater dnia codziennego – zachwalał Mirosza radny Kuć, wierząc w mądrą decyzję koleżanek i kolegów. Nie przeliczył się i tak oto zapomniany Mirosz otrzymał po śmierci największy prezent od swojego wychowanka.
Kto z mińszczan wie, kim był Józef Sylwestrowicz? Na pewno sporą wiedze o dziadku ma Maria Ekiel referująca jego życiorys. W sumie nic ciekawego - same ogólniki, bez konkretnych osiągnięć. Co z tego, skoro Wanda Rombel wiedziala jeszcze więcej. – Był dobrym człowiekiem – stwierdziła, a radni bez szemrania dali Sylwestrowiczowi ulicę w okolicy Jaśminowej przy Targówce.
Gdyby o tej legislacyjnej naiwności radnych wiedzieli trefnisie - Żak z Barcisiem, powstałby kolejny krótki dialog o krótkich żywotach aktywnych i wskrzeszanej pamięci maluczkich. A obecny na jubileuszu Mechanika burmistrz Grzesiak mógłby usłyszeć, by przestał się wreszcie pultać we własnym sosie. Jeśli teraz nie zacznie się bić w piersi, nigdy nie zostanie dobrym człowiekiem, a co za tym idzie radni nie ochrzczą ulicy jego nazwiskiem. Zaraz zaczną wypominać najdroższy w Polsce (a może nawet w UE) basen, który jeszcze przed zakończeniem budowy stał się skansenem.
Tymczasem w kolejce do objęcia patronatem ulic i rond w Mińsku Mazowieckim stoją jeszcze bardziej zasłużeni, choć nie koniecznie dobrotliwi obywatele. Wśród nich doktor Gucewicz, podobnie jak Grzeszak (nie mylić z Grzesiakiem) autorytet mińskiego lecznictwa. On ma mniej szans, bo przecież jego córka Krystyna nie przyjdzie na sesję i nie będzie wygłaszała panegiryków zgłodniałym sensacji radnym. A jeśli coś znajdą, to nawet Cichocki nie pomoże.
Ja w każdym razie mam obiecane rondo na przypałacowym gazonie. Hanna Zofia Markowska potwierdziła lobbowanie tego pomysłu do końca swego dyrektorowania. Ciekawe, czy do tego czasu porzucę kłopotliwą aktywność na rzecz naiwnej dobroci. Może warto zaryzykować...
Numer: 2009 40 Autor: Wasz Redaktor
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ