Na początku drugiej, a może kolejnej z pięciu kadencji burmistrz Grzesiak obiecywał dziennikarzom comiesięczne konferencje prasowe. Szybko z nich zrezygnował, a ostatnio dopuścił się grzechu PR-owskiej arogancji, wypędzając żadnych informacji reporterów z placu budowy aquaparku. Wszystko, by utajnić nowe żądania finansowe na poprawę jakości basenu, bo inaczej mińszczanie będą mieli... skansen
Pieszczoch skansenu

W najbliższy poniedziałek pierwszy raz po wakacjach będą obradowali mińscy radni. Porządek sesji jest długi, a po wakacyjnych ekscesach (m.in. dwóch nadzwyczajnych spotkaniach) zanosi się na dyskusyjną burzę. Chodzi nie tylko o 700 tysięcy na dopieszczenie wykończenia aquaparku, ale także kolejne wzmocnienia tzw. nieprzewidzianych wydatków inwestycyjnych.
Podczas spotkania, do którego burmistrz nie dopuścił prasy radni usłyszeli, że pieniądze potrzebne są na gresową posadzkę i aparaturę techniczną poprawiającą funkcjonalność użytkową basenu. A jeżeli nie przychylą się do prośby burmistrza, to przez nich mieszkańcy otrzymają skansen.
Radny Andrzej Kuć potwierdził żądania Grzesiaka i o ile się zgodził na zastąpienie kolorowego betonu droższym gresem, to reszta zmian wydaje mu się kolejnymi niepotrzebnymi wydatkami wskutek zaniedbań miasta wobec wykonawcy.
- Nie będziemy płacić za coś, czego nie dopełniły służby burmistrza, choć ten (jak zwykle) wszystko bierze na siebie – deklaruje zażenowany całą sytuacją radny. I dodaje, że skoro burmistrz pozuje na tak honorowego ojca miasta, niech płaci z własnej kieszeni, a nie podatków mińszczan. Poza tym nie wiadomo, czy żądania finansowe Grzesiaka nie pójdą jeszcze dalej i okaże się, że na wykończenie aquaparku wraz z przylegającym terenem trzeba kolejnych setek tysięcy, a może i milionów złotych.
Przez miński basen można stracić poczucie jaźni i honoru. Z jednej strony wiceburmistrz Koseski zastępujący Grzesiaka po jego wyjeździe do Rosji twierdzi, że miasto przegrało proces z Holmą, ale nie ma komu zwrócić 9 milionów, a z drugiej w materiałach na sesję jest informacja, że sąd odrzucił roszczenia spółki o zwiększenie wynagrodzenia i nieprawne rozwiązanie umowy. Było to 30 czerwca, więc od tego czasu mogły dojść nowe okoliczności. Tylko dlaczego nie ma ich w materiałach na sesję?
Biorąc więc pod uwagę wszystkie zaszłe i obecne okoliczności pytanie – Co ukrywa Grzesiak? – wydaje się zbyt miałkie. Należałoby zapytać – Dlaczego jeszcze jest burmistrzem, choć wszystko koło niego się rozkłada i cuchnie. Nie od miesięcy czy roku, a dowody można było znaleźć niemal co tydzień na naszych łamach.
Oliwy do ognia dolewają przydziały mieszkań komunalnych. Grzesiakowi, urzędnikom, a być może i radnym wystarczy zapis, że drugi segment przy Chełmońskiego oddano do użytku i zasiedlono... Zawiedzionym i uciemiężonych warunkami życia barakowcom to nie wystarczy. Oni chcą wiedzieć, nie tylko, kto dostał, a przede wszystkim – dlaczego! Kierownik Gogolewski listy przydziałowej nie upubliczni, choćby miał stracić rękę. Ma szlaban od burmistrza, jak Samson na informacje o trudnych inwestycjach.
Za usunięcie dziennikarzy burmistrz powinien zapłacić i to słono. Choć nas tam nie było, ignorancja Grzesiaka dotyczy wolnej prasy, która – jeżeli byłby w porządku – mogłaby się stać jego sojusznikiem w walce z nieuczciwymi wykonawcami. Wystarczy szczerze o wszystkim rozmawiać, a nie z magistrartu robić bunkier strachu i nieufności. Czas z tym skończyć!
Numer: 2009 38 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ