Rekord małżeński w Ostrów-Kani
Jak przeżyć we dwoje pół wieku, wie sporo par. A jak 70 lat? Odpowiedzi na to pytanie nie znają nawet poddębskie brylanty – Antonina i Bolesław Majchrzykowie. Może dlatego, że nie wyglądają na swój wiek i czują się wciąż sobie potrzebni. A może znają eliksir małzeńskiego szczęścia, tylko głośno o nim nie chcą mówić...
Ciche brylanty
Majchrzykowie mieszkają od siedmiu dekad w Ostrów-Kani. Niełatwo tam pierwszy raz trafić, bo wieś rozległa, choć niewielka. Do tego fatalnie oznakowana, na co narzekają nie tylko przyjezdni. Ludzie tu się już nie znają, co przypisują wzmożonej migracji. Młodzi wyjeżdżają, a ich miejsce zajmują nieznani warszawiacy spragnieni nieskażonej natury.
Majchrzykowie mieszkają w małym domku już tak długo, że o nich też prawie zapomniano. Nie wszyscy. A powodem do odkrycia tego wyjątkowego małżeństwa była 70 rocznica ich ślubu, który wzięli dokładnie 15 sierpnia 1939 roku. Antosia miała wtedy 19 lat, a Bolesław był tylko o dwie wiosny starszy. Poznali się – jak to zwykle bywało na wsi – na zabawie w remizie w Dębem Wielkim Wielkim. On, chłopiec z Górek, nie mógł się oprzeć urokowi pięknej ostrowianki. Na portrecie, który Himilsbach nazywał monidłem, wyglądają trochę pretensjonalnie, ale nawet kiczowaty talent monidlarza oddaje stan uczuć i urodę zaślubionych.
Po 70 latach niewiele się zmieniło. Nadal patrzą sobie w oczy, trzymają się za ręce, podtrzymują na duchu i mieszkają w tym samym skromnym domku. Cisi, wyluzowani, pełni ufności i swoistego humoru.
- Widzisz Antosia, warto było dożyć takiej rocznicy. Byłem twoim parobkiem, a teraz razem nas fotografują i będziemy w gazecie – nie bez szczypty ironii mówi 91-letni pan Bolesław.
Tak podkreślone poddaństwo to wynik pogodzenia się a nawet zadowolenia z dominacji pani Antoniny, która była rodzinną kasjerką i decydentką. Była również matką pięciorga dzieci z których wychowali czwórkę. Staś zmarł w czasie wojny, mając niecałe dwa lata. Nie żyją też dwaj najstarsi synowie – Janek urodzony w 1942 i Genek z 1945 roku. Teraz rodzicami opiekuje się 59-letni Janek i najmłodsza Hania, jedyna córka państwa Majchrzyków.
Mimo małego domu iniespełna dwóch hektarów ziemi, wiodło im się nie najgorzej. To dzięki pracy rodziców, którzy za chlebem jeździli do Warszawy. Szczególnie pan Bolesław, który m.in. opiekował się windami w Pałacu Kultury i Nauki tuż po jego wybudowaniu, a już na emeryturze był dozorcą aż do osiemdziesiątki. Tak rwał się do roboty, że nawet lekarz nie odmówił mu odpowiedniego zaświadczenia.
- Musieli być zaradni, bo przecież kawałek lesistego piasku by nas nie wykarmiło – chwali rodziców syn Janek, który – jak i jego siostra – pobudował się na rodzicielskiej działce, by mieć ich na oku. Mają ku temu powody. Mama jest po kilku zawałach, ale nadal promiennie się uśmiecha. A tata? On nadal szybko stara się chodzić, choć ostatnio nogi nie chcą go słuchać.
Wójt Hanna Wodnicka przypomina, że oboje jubilaci znali się z jej rodzicami, bo to prawie ten sam rocznik. Ale nie wszyscy tak wyglądają jak Majchrzykowie. Pewnie dożyją do kamiennych godów, a może staną się małżeńskimi mistrzami nie do nazwania i nie do pobicia. Takie życie posmakowałoby wszystkim gościom, wśród których oprócz wójt Wodnickiej była szefowa USC – Małgorzata Gańko z Anetą Twardowską i przewodniczącym rady – Andrzejem Wieczorkiem.
- Choć siwizna już pokryła czoła, sieć zmarszczek jest na twarzy, to energii jeszcze dużo i wciąż się o czymś marzy – czytamy na dyplomie uznania, który małżeńskim rekordzistom wręczyli goście z gminy. Wszystko się zgadza, oprócz jednego – Antonina i Bolesław Majchrzykowie nie wyglądają na 70-letni staż małżeński. A gdy się cieszyli, mogłoby się wydawać, że ledwo co wrócili ze złotych godów. Są jeszcze tak młodzi, ze życzymy im nieustającej miłości i radosnego dojrzewania do pełnej starości.
Numer: 2009 34 Autor: J. Zbigniew Piątkowski

Komentarze
DODAJ KOMENTARZ