W centrum miasta

Przez co najmniej trzy miesiące spała i jadła z trupem nie zdając sobie sprawy, że córka nie żyje. Sąsiedzi niczego nie podejrzewali, a jeśli nawet czuli dziwny fetor, nie skojarzyli go z rozkładającym się ludzkim ciałem

Spała z trupem

Trzecie piętro byłego fudowskiego hotelu. W lokalu 308 mieszkały od kilku lat Janina i Krystyna Piotrowskie. Nie utrzymywały z nikim kontaktów, wręcz izolowały się od otoczenia. Chodziły własnymi drogami, nawet spacerując na pocztę, gdzie co miesiąc czekała na nich emerytura matki i renta córki. Ciche, schludnie ubrane, nikomu nie wadziły, choć mogły wzbudzić zainteresowanie przechodniów widzących wyraźne objawy choroby młodej kobiety.

Błąkającą się po Niedziałce Janinę policja wiezie najpierw do Woli Rafałowskiej, a stwierdzając pomyłkę – do bloku przy ul. Konstytucji 3 Maja. To tutaj następuje makabryczne odkrycie zmunifikowanych zwłok. Tyle wiemy z pierwszego komunikatu policji.
– Policjanci od razu wyczuli, że w tym mieszkaniu stało się coś strasznego – opowiada rzecznik prasowy, Piotr Wojda. Gdy weszli do mieszkania, kobieta podeszła do łóżka i przytomnie zapytała: - Co, chora jesteś córko, śpisz?
Wtedy nawet by uwierzyli, gdyby nie odór. Był na tyle niepokojący, że jeden z policjantów podszedł do łóżka i... zobaczył sczerniałą, wysuszoną twarz kobiety. Resztę przykrywały koce.
Jak to możliwe, że nikt wcześniej nie czuł trupiego zapachu? Pan Janusz, administrator wspólnoty opowiada, że Piotrowska zawsze niechętnie wpuszczała obcych do mieszkania. Musieli sobie radzić, gdy trzeba było zrobić dezynsekcję czy naprawić cieknący kran, bo woda zalewała sąsiadów z dołu.
Mieszkanie należy do FUD-u, ale ten za nie nie płacił. Trzeba było windykować kilka tysięcy zaległości przez sąd. Fakt, mieszkanie było zapuszczone, ale hydraulicy byli tam w połowie marca i na pewno nie czuli trupa. Sąsiedzi do końca, czyli do momentu odkrycia zwłok nie mieli pojęcia, dlaczego Piotrowskie nie wychodzą z mieszkania.
– Stara była dziwaczką, więc nie próbowaliśmy nawet zapukać do drzwi – mówi jeden z mieszkańców. – Wprawdzie od około miesiąca czuliśmy w łazience dziwny zapach, ale dopiero teraz wiemy, że pochodził on z kanału wentylacyjnego – dodaje sąsiad „z pionu”, ale on nie znał problemów z Piotrowskimi, o których nikt głośno nie mówił.
Czy można było im pomóc, zanim doszło do najgorszego? Opieka społeczna twierdzi, że odmawiały wszelkiej pomocy, nawet przygotowanego dla nich mieszkania w Rudce. Tymczasem chore kobiety mogły spowodować epidemię w centrum miasta. Dziś rozkładających się zwłok już tam nie ma, ale zaplombowane mieszkanie może być septyczną bombą z opóźnionym zapłonem. Kto wtedy weźmie na siebie winę – sanepid, burmistrz, administracja wspólnoty czy FUD?
Niebezpieczni sąsiedzi żyją wśród nas, a my nie robimy nic, by uchronić ich i siebie przed nieszczęściem. Nie rozumiemy czy udajemy?

Numer: 2005 28   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *