Mimo braku zaproszenia nie zlekceważyliśmy zjazdu delegatów związku emerytów skupionych w mińskim oddziale rejonowym. Na początku było nawet miło, ale bomba wybuchła tuż przed wyborami nowego zarządu. Prowadzący obrady rencista Nurek oznajmił, że nie życzy już sobie obecności dziennikarzy, a o wynikach wyborów dowiemy się podczas konferencji prasowej. Nie miał dla kogo jej urządzać...
Nurkiem w szambo
I jak tu nie wierzyć, że trzynastki są feralne. 13 listopada przypadł wprawdzie w czwartek, ale nawet ten fakt nie zrekompensuje skutków zjazdowego szalbierstwa, które skrzętnie ukryto pod płaszczem demokratycznych sztuczek.
Ale do rzeczy, z których najważniejsze wyszły już na początku obrad. Mimo wniosku Czesława Domańskiego z Halinowa, by do porządku obrad dopisać punkty o przeczytaniu protokołu z poprzedniego zjazdu i wniosków komisji rewizyjnej, Karwowski od razu ripostował, że takich nie ma i nie będzie, bo ich nie zdobył.
– Kłamał – wyjaśniała po zjeździe Irena Kazimierska – wszystkie materiały były w siedzibie zarządu, a ich kopie w Siedlcach. Nie chciał lub nie potrafił, więc nie przygotował.
Zamiast protokołu Karwowski przeczytał własne uwagi o działalności swojej poprzedniczki i jej zarządu. Zarzucił fałszowanie książki obrad, zawyżania liczby członków, a zjazd z 20 października 2003 roku nazwał imieninowym.
Chwyty poniżej pasa, zaoczne pomówienia, obśmiewanie jeszcze niedawnych współpracowników i hipokryzja lały się z ust jak ścieki do szamba. Karwowski w nich nurkował coraz głębiej, atakując byłych członków zarządu i szefów komisji, wybielając przy tym ideę tworzenia klubu seniora.
– Nie wiedzieliśmy, że popełniamy błędy remontując magazyny. Nie zgadzamy się, że była to niegospodarność – wykrztuszał prawdę w obecności księgowej zarządu głównego, Alicji Głowackiej.
Były też i pochwały, głownie po imieniu, a jedynymi odstępstwami od tej reguły stały się zasługi Ireny Kazimierskiej w akcji żywieniowej i Tadeusza Kulmy za rozwój seniorskiej turystyki. Ale i tu nastąpiły rozdźwięki, wobec czego Karwowski musiał przejąć władzę dla dobra związku. Wtedy wszyscy go poparli a potem... zdradzili, przynosząc moralne straty i osłabienie autorytetu władz rejonu. A wszystko wychodziło na jaw w lokalnych gazetach.
– Artykuły w prasie oceńcie sami – wymigiwał się od odpowiedzialności przed mediami, którym obiecywał, że nie będzie kandydował na prezesa. I zapewniał, że on chce lubić prasę, a ona niech lubi władze związku. A jeśli lubi, to niech nie widzi, jak wybierane są nowe władze, jak on – Stefan Karwowski łamie dane słowo, jak się steruje głosowaniem (oczywiście jawnym) jak w końcu depcze się ludzi, którzy w tym bagnie nie mają ochoty i sił, by się bronić.
– A czego pan wymaga od tej kliki złożonej z byłych ormowców, milicjantów i ubeków? – pytają członkowie związku, których nawet nie powiadomiono o wyborze delegatów. Wybrali się sami? Lista nowego zarządu była już gotowa i tylko czekała na jej przedstawienie przez komisję... porozumiewawczą, będącą oficjalnym sitem wyborczym.
Stało się, miński rejon ZERiI ma nowy zarząd z przewodniczącym Stefanem Karwowskim. Ale zdaniem Ireny Kazimierskiej cały zjazd i wybory to uknuta farsa, którą będzie można z łatwością unieważnić. A wtedy drżyjcie farbowane lisy...
Numer: 2008 47
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ