Już w piątym dniu po objęciu stanowiska dyrektor MDK Hanna Markowska zwołała konferencję prasową. Powitała dziennikarzy po pańsku – upieczonym osobiście ciastem i w pałacowej galerii ozdobionej pokaźnymi rysunkami półkolonistów. Dlaczego? Jej gabinet przechodzi właśnie generalne sprzątanie. A może Markowska nie zamierza być biurową dyrektorką, bo burmistrz dał jej szansę wykazania się tylko do końca 2009 roku
Gra w szczerość

Burmistrz Grzesiak wpadł do pałacu jak po ogień. – Zanim zrobiłam herbatę, już pojechał do urzędu – narzeka nowa dyrektorka.
– Jeśli w sprawie basenu, to ważniejsze – wpada do głowy myśl, ale szybko ucieka, by nie zapeszyć nowej odsłony budowy aquaparku.
Markowska jednak nie mogła porozmawiać choćby o tym, dlaczego otrzymała angaż tylko na niecałe 1,5 roku. Domyśla się, że wynika on ze statutu MDK i niepewności, czy ona – plastyczka od 12 lat – poradzi sobie z kierowaniem mińską kulturą. Zdaje sobie sprawę, że nie wszyscy dobrzy pracownicy stają się wyśmienitymi szefami, ale obiecuje, że ewentualne potknięcia będzie nadrabiała... szczerością. W rozmowie z dziennikarzami wcale jej nie brakuje. Nie wstydzi się swoich 47 lat, pozwolenia rodziny na start w konkursie i zarabianych teraz pieniędzy. Będzie miała tyle co poprzedniczka (ponad 3,5 tys. brutto), ale przecież doszedł jej park.
- Szukam zastępcy do zarządzania nie tylko parkiem, ale też kadrami – ogłasza się całkiem za darmo. Niech będzie, ale czy wie, co otrzymała w spadku po Elżbiecie Kalińskiej? Budżet jest w porządku, remanent też bez większych zastrzeżeń, ale przez chorobę byłej dyrektorki nagromadziła się masa dokumentów, a pracownicy wzięli pensje z tygodniowym opóźnieniem.
Nie jest więc tak źle, jak to opisywali w swych skargach byli pracownicy, czy donosili lokalnej i wybranej prasie anonimowi oskarżyciele.
Wracamy więc do konkursu, który oceniono w kręgach zbliżonych do fanów Kalińskiej jako polityczny.
– Od prawie 2 lat słyszałam głosy z zewnątrz, że powinnam startować w konkursie – wyznaje Markowska, ale nic nie wie o tym, że wyznaczono jej rolę koła ratunkowego koalicji w radzie miasta. Owszem, startowała z listy PiS-u, nadal sympatyzuje z partią Kaczyńskich, jednak to nie oznacza, że będzie powolna tej jednej grupie politycznej. Ma przyjaciół także z Platformy.
Nie kryła się z tymi sympatiami ani z aspiracjami bycia szefową MDK. A że pochwalny dla Kalińskiej list podpisali prawie wszyscy pracownicy, to nie problem. Trzeba było widzieć, jak to było zrobione.
Nikogo więc nie zamierza sądzić ani tym bardziej zwalczać czy zwalniać. Raczej motywować do pracy, którą chce traktować jako zadaniową – od imprezy do imprezy. Chce również, by pałac był rzeczywiście dostępny dla wszystkich, ale z wesel i restauracji w piwnicach jeszcze nie zrezygnuje. To zbyt poważny zastrzyk pieniędzy, choć niewątpliwie zamykający wrota kultury przez wiele weekendów.
- Nie wiem dlaczego, ale musimy dorabiać ponad 200 tysięcy do 1,2-milionowej dotacji miasta – znów szczerze mówi Markowska.
Oprócz swego zastępcy potrzebuje pracowników do obsługi uniwersytetu trzeciego wieku. Nie chce, by coś złego mu się przydarzyło podczas jej kadencji. Nie chce również pozostać w kręgu imprez wymyślonych przez sztab Kalińskiej. Novum będzie więc benefis twórczości Andriollego w 115 rocznicę jego śmierci. To już 18 września, tydzień po naszym IV Festiwalu Chleba.
Skoro festiwal, to problem braku zadaszenia sceny amfiteatru i modernizacja przedpałacowego placu. Markowska obiecuje, że z kostką i gazonem zdąży na początek września, ale dachu nie obiecuje. Twierdzi, że mógł być zamówiony dużo wcześniej, a teraz ona nie będzie się śpieszyć. A powinna, bo to największy festiwal w mieście i będzie wstyd. Skoro tak, to idziemy do burmistrza, on cos wymyśli. W końcu nowej dyrektorce nie powinien odmówić pomocy.
Bezpośredniość i szczerość Markowskiej to niezłe zadatki na przyszłość, ale czy da radę być taką szefową na co dzień i w stresie. O tym już się wkrótce przekonamy.
Numer: 2008 32 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ