Miński dzień ułana

Nie ma chyba mińszczanina, który by nie wiedział, że czego jak czego, ale ułanów nad Srebrną nie brakowało. Jeden z nich mógł być ojcem Iwana Himilsbacha, a kolejny wywołał zamieszki rasowe, bo uwiódł żydówkę, przypłacając to życiem. W 87. rocznicę przybycia do Mińska Mazowieckiego 7 pułku ułanów lubelskich też doszło do incydentów, ale straty nie dotknęły ludzi, a tylko gałęzi i... kapusty

Szarża na kapustę

Miński dzień ułana / Szarża na kapustę

Historia nie lubi pustki i wcześniej czy później powraca nie tylko na szpaltach czasopism i kartach książek. Andrzej Osiński nie tylko przewodzi Towarzystwu Pamięci 7 pul, ale stara się, by ta pamięć co jakiś czas odżywała w świadomości mińszczan. Stąd pomysł na urządzenie przed pałacem Dernałowiczów dnia ułana. 21 czerwca to data nieprzypadkowa, bo właśnie tego dnia w 1921 roku marszem konnym spod Przasnysza przybyli do Mińska Mazowieckiego ułani z osławionego w bojach z sowietami 7 pułku. Tutaj zatrzymali się aż do wojny ’39 roku, by już później nigdy do nas na stałe nie powrócić.
Ale wracają co roku od 18 lat, by podkreślić swą obecnością charakter patriotycznych uroczystości. Przyjechali też w niedzielę, 22 czerwca, by kawaleryjskim ujeżdżaniem uczcić święto mińskich ułanów.
Szpaler mińszczan ustawionych dla bezpieczeństwa za płotkami zobaczył również sztukę władania szablą i lancą w czasie galopu. Wystarczył jeden ułan, by skrócić wszystkie gałęzie, ale też do jego szarż wystarczyła jedna dorodna kapusta. Na szczęście dzieci już się przestały w niej rodzić, bo jej szatkowanie szablą z napisem Bóg – Honor – Ojczyzna mogłoby przynieść nieobliczalne skutki. I to w obecności burmistrza Grzesiaka, który tym razem wytrzymał prawie do końca imprezy. Popisywał się też swą wiedzą na temat behawioryzmu koni w rodzaju – jak koń w pysku nie poczuje kowala, to ma w d...pie fornala. Rozmawiał również z prezesem miłośników 7 pul, ale tylko na temat czczenia tradycji, omijając problem dokończenia aquaparku. A przecież Osiński to znany w kraju budowniczy basenów.
Antrakt, choć niedługi, przetrzebił przedpałacowy plac z widzów. Część poszła na obiad, inni oglądali przygotowania jeźdźców do tzw. biegu gońca.
Nie była to nawet mała Pardubicka, ale ponad dwukilometrowa trasa przez park miała trudne przeszkody wodne i naziemne. Trzynaścioro śmiałków pokonało ją w czasie od półtorej do prawie czterech minut, mając przy tym od 3 do 40 sekund kar. Do tego omal nie doszło do stratowania beztroskich spacerowiczów, którzy nie bacząc na galopujące konie, szli prosto pod ich kopyta. Na szczęście nikomu nic się nie stało, a zwycięzcą końskich przełajów okazał się Michał Białkowski z Mlęcina przed Krzysztofem Karoszykiem i Arkadiuszem Orzełowskim. Co ciekawe – czwarte i piąte miejsce zdobyły amazonki Beata Gałązka i Weronika Dębska, dosiadając koników polskich, godnych następców tarpanów. Zwycięzca otrzymał od Andrzeja Osińskiego wygrawerowaną szablę, a pokonani – albumy o 7 pul autorstwa Krzysztofa Szczypiorskiego.
Gdy organizatorzy częstowali publiczność lodami, obok namiotu „młodego ułana” dzieci zdawały egzamin ze znajomości budowy, maści i chodów koni, a występujący z programem pieśni ułańsko-patriotycznych uczniowie SP z Wiśniewa odgadywali zagadki z historii pułku, którego noszą imię.
W tym czasie najmłodsi ze swymi babciami używali do woli i za darmo kucyków.
Po czterech godzinach umilkło wszystko, a kto nie był, może już żałować. I niech ostrożnie chodzi po parku, gdzie już w przyszłym roku, na drugi dzień ułana, wyrosną... pieczarki. Dlaczego? Kto ze wsi, ten wie.

Numer: 2008 26   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *