Kamery telewizyjne nad Srebrną to rzadkość, a jeśli już się pojawią, pokazują Mińsk Mazowiecki w krzywym zwierciadle lub przez minutę na ekranie TV. Elżbieta Jaworowicz nie pokaże niczego – ani konsekwencji śmierci Mirosława Raźniaka, ani nieludzkich praktyk wojskowej agencji mieszkaniowej, która już ma kolejną ofiarę – rodzinę Iwony i Piotra Bartoszuków
Ofiary kamer

Aż przykro było patrzeć na roztrzęsioną Elżbietę Jaworowicz, która sama zaprosiła się pod blok przy ulicy Błonie 7, by tam zobaczyć płacz sąsiadów po stracie Mirosława Raźniaka. Nie płakali, próbując spokojnie wytłumaczyć praktyki WAM-u w stosunku do zadłużonych lokatorów. I to był błąd, bo bez jęku i łez „Sprawa dla reportera” staje się telewizyjną szmirą. A na taką nicość Jaworowicz nie może sobie pozwolić.
- Jaki on był, co robił, jak wyglądał podczas eksmisji? No, mówcie, mówcie... – atakowała dziennikarka.
Okazało się jednak, że całą akcję komornika widziała tylko jedna osoba, a brat Andrzej to niemowa. Tak go nazwała, gdy nieśmiało próbował opowiadać o jego i swojej niedoli. Mieszkali razem, opiekował się Mirkiem, ale musiał też pracować. Na czarną robotę wyjeżdżał aż za Warszawę i pech chciał, że WAM przyśpieszył eksmisję. Teraz sam pozostał bez dachu nad głową, bo pod fikcyjnym adresem zameldowania mieszkać nie może. Już PGK każe mu zabierać mienie brata z lokalu zastępczego. Ciekawe gdzie to wszystko złoży, chyba pod mostem...
- Gdyby dali mi to mieszkanie choć na kilka miesięcy, na rok – głośno myśli.
- Raźniakowie to mili chłopcy, ale niezaradni – mówią sąsiedzi. – Mirek był już bardzo chory, ale nie chciał żadnej pomocy od miasta. Mówił, że póki ma władne nogi i ręce, sam na siebie zapracuje. Nie przyznał się nawet do 14-tysięcznego zadłużenia, a może nie miał pojęcia, że WAM liczy mu podwójnie czynsz.
Jaworowicz niby wszystko rozumie, ale nie jest zadowolona. Podoba jej się tylko stwierdzenie, że sprawa Raźniaka to już tylko rozlane mleko, którego nikt nie pozbiera. A WAM to państwo w państwie i przez eksmisję zadłużonych lokatorów z intratnych mieszkań zarabia na armię zawodową. Odjeżdża po godzinie nieudanej dyskusji i nic nie wskazuje, że jej dalszy ciąg zobaczymy w studiu „Sprawy dla reportera”. A może warto, bo sprawa Raźniaka ma ciąg dalszy.
Następcy Raźniaka
Bartoszukowie również mieszkają w odnowionym bloku przy Błonie 7. Ich problemy z agencją mieszkaniową rozpoczęły się przed pięcioma laty, gdy zadłużyli się na 6 tysięcy złotych. W grudniu 2003 roku WAM wypowiada im umowy najmu, nie chcąc umorzyć należności. Mają wtedy 42 i 43 lata, więc mogą pracować. Po roku przepychanek agencja chce usankcjonować eksmisję w sądzie, ale ten zgadza się, by Bartoszukowie spłacili dług w ratach przez 4 lata.
- Porozumieli się z nami jako najemcami, a tymczasem okazało się, że jesteśmy dzikimi lokatorami – twierdzi Iwona Bartoszuk.
Dowiedziała się o tym, gdy wkrótce suma zadłużenia wzrosła do 16 tysięcy. Okazało się, że WAM nalicza do czynszu tzw. odszkodowanie za nieuprawnione zajmowanie lokalu, co oznacza, że czynsz wzrasta o sto procent i wynosi obecnie aż 15,80 zł za metr. Łatwo policzyć, że za 45-metrowe mieszkanie powinni płacić ok. 750 złotych samego czynszu, a z innymi opłatami prawie 1200 złotych.
W czerwcu 2007 roku zadłużenie Bartoszuków sięga już 35 tysięcy, a obecnie przekroczyło 40 tys. złotych. Powodem jest podwójny czynsz, procenty i fakt, że Bartoszukowie płacą miesięcznie tylko 550 złotych, czyli zwykły czynsz. Tak im poradził prawnik, obiecując skierować sprawę do sądu administracyjnego. W pozwie wnoszą o cofnięcie nieprawnie zarządzonej przez WAM eksmisji.
Taki stan prawny obowiązywał jeszcze w ubiegłym tygodniu. Niestety, wkrótce po wizycie telewizji pani Iwona otrzymuje nakaz eksmisji na 2 czerwca 2008 r. Jest wstrząśnięta, ale nie załamana. Sprowadzi do Mińska Mazowieckiego Ikonowicza, inną telewizję, zrobi z przyjaciółmi blokadę mieszkania. Nie podda się jak Raźniak, bo jeszcze nie zamierza umierać.
Numer: 2008 22 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ