W Rudzienku

Czy w poddobrzańskim Rudzienku zadomowiła się sekta? Śledztwo Rzeczpospolitej i TVN wskazuje, że w połowie lat 90. właśnie rudzienkowski dworek był siedzibą wyznawców guru Danilewicza i Małgorzaty Pawlisz – przywódczyni grupy

Śladami sekty

Rudzienko to spora wioska granicząca od południa z Mlęcinem, a od północy z Dobrem. Na jej wschodnim skraju, ponad kilometr od głównej trasy stoi zabytkowy dwór otoczony gęstymi drzewami i wysokim murem. Z drogi trudno rozpoznać jakiekolwiek oznaki życia. Nawet miejscowi nie wiedzą, czy tam ktoś mieszka. A może nie chcą wiedzieć? – To prywatne, co to mnie obchodzi. Kiedyś, z dziesięć lat temu ktoś tu przyjeżdżał, do niedawna mieszkało jakieś małżeństwo z dziećmi, ale one nie wychodziły poza mur. Nawet do szkoły nie chodziły – mówi gospodarz, zacierając czerwone ręce, jakby w czerwcu mroziło.

Sekta Danilewicza zeszła do podziemia już na początku lat 90. Guru nie chciał ryzykować po serii krytycznych artykułów oraz audycji w radiu i TV. Wtedy do głosu doszła Małgorzata Pawlisz, upatrująca rozwój grupy w przenikaniu „nauczycieli” do świata polityki i finansów oraz gromadzeniu dóbr, w tym nieruchomości. Najpierw spotykali się na pranie mózgu w leśnym domu pod Kielcami, a od 1995 roku ich siedzibą stał się dworek w Rudzienku. Kupili go od wojewody (wtedy siedleckiego), który był właścicielem posesji po tym, gdy ówczesny wójt gminy Dobre, Sylwester Zbrzezny nie wyraził ochoty na jej komunalizację.
– Przez taką nonszalancję gmina straciła prawie milion złotych, bo czytałem, że na taką sumę wyceniono byłą siedzibę szkoły rolniczej – mówi jeden z byłych dobrzańskich radnych. Nikt z miejscowych do publikacji w „Rz” nie interesował się ani rudzienkowskim dworkiem, ani jego bywalcami. Słyszeli tylko, że przyjeżdżały tutaj ważne figury. Ktoś widział nawet Geremka czy Mazowieckiego, ale nikt nie wie na pewno. Kiedyś to nawet przepędzano z drogi, gdy któryś z mieszkańców nazbyt długo się tam zatrzymał. Teraz wiadomo, że w Rudzienku rezydowali członkowie sekty, a co jakiś czas przyjeżdżali tam jej nauczyciele i uczniowie.
– Poznaliśmy w „Telewizjerze”, to nasz dworek – potwierdzają napotkani mieszkańcy.
Wójt Zygmunt Kordalewski wiedział, że mieszkający w dworku zarządcy nie chcą rozgłosu. Sekretarz gminy był wprawdzie u nich na opłatku z panią Pawlisz i – jak twierdzi – było miło. Potem nie pozwolili sfotografować budynku do gminnego folderu. A to przecież zabytek, więc powinien się znaleźć wśród architektonicznych skarbów dobrzańskiej ziemi. Gmina wiedziała, że posesja należy do jakiegoś stowarzyszenia współpracującego z zagranicą, ale nikt nie pomyślał, by dociekać, kto płaci podatki i czy obecność obcych nie wywołuje konfliktów z sąsiadami. Sprawdziliśmy to, idąc śladami sekty.
Na początku dworek był siedzibą Polsko-Australijskiego Centrum Naukowo-Edukacyjnego. Wtedy jeszcze można było wejść do środka, a nawet wypożyczyć książkę. Potem na wizyty z tubylcami wprowadzono szlaban, a posesją opiekowała się sprawdzona przez Pawliszową rodzina.
– Gdy przyjeżdżała pani Małgorzata (Pawlisz – przyp. red.) oni stawali na baczność. Było widać, kto tu rządzi – opowiada orzący pole sąsiad. Ostrzega też przed psami, które podobno strzegą dworku i ktoś przyjeżdża je karmić. Kto – nie wiadomo. Wiadomo zaś, że obecnymi właścicielami posesji są Małgorzata Pawlisz i Maciej Gocman. To oni płacą podatki, a ponieważ nie mają zaległości, gmina nie interesuje się tajemniczymi właścicielami.
Telefony centrum też dziwnie milczą, bo gdyby były nieaktualne lub zajęte – słychać byłoby jakiś głos lub sygnał. W dworku panuje więc całkowita cisza, ale – jak uczy doświadczenie, może to być cisza przed politycznym cyklonem, w którego oku jest Rudzienko, gdzie przed laty przyjeżdżali politycy z pierwszych stron gazet.

Numer: 2005 25   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *