- W takim wydaniu festiwal schodzi na psy. Już w maju do Mińska Mazowieckiego nie przyjedziemy, bo i po co? – tak komentowali niektórzy ludowi artyści siódmą edycję mińskich eliminacji do Kazimierza nad Wisłą. Przykre to i nie do końca sprawiedliwe, ale coś jest na rzeczy, skoro tak kochający folklor ludzie rezygnują z pokazania swoich talentów wokalnych i muzycznych. A może wymyślona przez etnoteoretyków formuła już się przeżyła i brak należytych nagród tylko tę frustrację pogłębia?
Fusy folkloru

Dyrektor Elżbieta Kalińska cieszyła się, że po raz siódmy mogła gościć nad Srebrną trzy setki ludowych śpiewaków i grajków. Słusznie, ale zapomniała dodać, że kosztowało to budżet miasta 15 tysięcy. Gdyby każdy ze współorganizatorów dołożył chociaż połowę, nikt by nie narzekał. Tymczasem oprócz 4 tysięcy złotych z powiatu, 1,5 tysiąca dołożyło Mazowieckie Centrum Kultury, a tysiąc – Muzeum Regionalne w Siedlcach. Mimo wstydliwego wkładu, obie te instytucje mają przemożny wpływ na festiwal, bo to one decydują o nagrodach finansowych i kwalifikacjach do Kazimierza. Czas i warto to zmienić, ale nie będzie tak łatwo, dopóki organizator festiwalu w Kazimierzu (WOKiS w Lublinie) na to się nie zgodzi.
Sam festiwal, a szczególnie przesłuchania to gratka, ale tylko dla fanów folkloru osobnego, czyli bez łączenia muzyki ze śpiewem i pozbawionego tańca. To tak, jakby na obiad podano oddzielnie ziemniaki, potem kotlet, a na końcu surówkę i deser. Nie do zjedzenia...
Mimo tego dziwactwa etnoteoretyków (wiedzą, co czynią?) można się było nasycić i śpiewaną gwarą, i muzyką. A szczególnie konferansjerką Witka Kuczyńskiego, dla którego (po węgrowskim weselu) mińska scena to dziecinna igraszka. A że nie wszyscy rozumieli cięty kurpiowski dowcip – nie szkodzi. Może nawet lepiej.
Jeszcze o 18.00 nie było wiadomo, gdzie wystąpi Krywań. Deszcz był jednak nieugięty, więc publika „Szalała, szalała” przed sceną w sali teatralnej. A potem integracja przeniosła się do stołówki Ekonoma. Tutaj wreszcie doszło do folklorystycznego synkretyzmu, czyli całkowitego połączenia śpiewu, muzyki i tańca. Jak dawniej na weselu w wiejskiej chałupie, gdy oberki, polki i walczyki tańczyło się do białego rana.
Niedzielę rozpoczęła Dąbrówka w okrojonym, ale za to sentymentalnym programie. Na gołej ścianie amfiteatru nie tylko dzieci w ludowych strojach wyglądały dziwnie. Publiczność (głównie z zespołów) oślepiały tablice „strategicznego” sponsora, a stół z kopertami zasłoniły głośniki. Witek jednak wygadał, kto ile dostał, a do tego namawiał do występu, by choć trochę odpłacili za nagrody.
Z 21 zespołów śpiewaczych jury nagrodziło i wyróżniło aż 15, ofiarowując im 2 200 zł (od 100 do 250), a z 15 solistów – śpiewaków od 50 do 100 zł (w sumie 1 100 zł) otrzymało 11 osób.
Kapele, soliści-instrumentaliści i mistrzów z uczniami potraktowano prawie jednakowo – każdy dostał choć symboliczne 50 złotych.
A kto pojedzie do Kazimierza? Po tygodniu sprawdzania regulaminu i wyników poprzednich występów okazało się, że na kazimierskim rynku zobaczymy kapelę Jana Kani z Lipnik, Józefa Szczotki z Sobolewa i Mariusza Wiącka ze Strychu. Na swoich instrumentach zagrają - Bartosz Niedźwiedzki z Warszawy (?) i Mariusz Jacak z Wylezina, a zaśpiewają dwie kurpianki – Marianna Bączek z Bandyś i Mariola Ogniewska z Łodzisk wraz ze Stanisławem Zaranowiczem z Kawęczyna. Najbliżsi nam reprezentanci to zespół śpiewaczy z Trzcińca oraz gręzowianin Stefan Kaczorek z uczniami.
Życzymy powodzenia w walce z innymi regionami, a jeśli ktoś chce się wybrać do Kazimierza, to może już rezerwować czas i hotel na ostatni weekend czerwca. Będziemy tam, by na IV Festiwal Chleba zaprosić nowe, najlepsze zespoły ludowe, które we wrześniu (13-14) nad Srebrną zagrają, zaśpiewają i zatańczą. Synkretycznie, jak za dawnych lat.
Numer: 2008 21 Autor: J. Zbigniew Piątkowski
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ