Mińsk Mazowiecki na co dzień

- Kucharki wynoszą żywność, krzywdząc tym nasze dzieci, a dyrektorka mówi nam, że nie jest policjantem ani też psem i nie będzie ich pilnować. Nie da też nikomu ich skrzywdzić, więc nie mają powodów do lęku. Skargi do burmistrza też niczego nie dały, więc jedyną deską ratunku dla matek przedszkolaków pozostaje nasze Co słychać? - zapewniała nas czytelniczka. Skoro tak, badamy sprawę z należną jej powagą, bo przecież chodzi tu nie tylko o portfele rodziców i żołądki kucharek, ale przede wszystkim o zdrowie dzieci

Torby niezgody

Mińsk Mazowiecki na co dzień / Torby niezgody

Bardzo prosimy o rzetelne i definitywne rozwiązanie problemu związanego z okradaniem naszych dzieci z pełnowartościowych posiłków w przedszkolu - piszą do redakcji „Cs” zatroskani rodzice i dziadkowie.
Twierdzą, że dyrektorka otrzymywała już sygnały o kucharkach wynoszących olbrzymie torby tylnym wyjściem, które przecież jest przeznaczone tylko dla dostawców. Rodzice wiedzą, że kucharki nie robią żadnych zakupów podczas pracy, więc co wynoszą? To może sprawdzić jedynie dyrektorka, ale tego nie robi. - Czyżby czerpała z tego jakieś korzyści? - pytają donosiciele, nie kryjąc swego oburzenia. Nie po to płacą spore pieniądze, by utrzymywać rodziny przedszkolnych kucharek. Ale to nic, bo tak naprawdę najbardziej cierpią dzieci, które są skazane na niepełnowartościowe jedzenie. Dyrektorka, która w przedszkolach przepracowała 31 lat, a na stanowisku jest od sześciu, jest oburzona takimi ciężkimi oskarżeniami.
- Bardzo ubolewam na tym, że mój wieloletni dorobek sumiennego kierowania placówką został podważony, zniszczony (...) - pisze pani dyrektor do burmistrza Grzesiaka, który zażądał wyjaśnień po otrzymaniu listu od rodziców. Dalej dyrektorka stwierdza, że ani ona, ani też liczne kontrole nie stwierdziły uchybień pracy intendentki kucharki i pomocy kuchennej. Mało tego, rodzice bardzo chwalą przedszkolne wyżywienie, bo jest prowadzone na wysokim poziomie. - Ale - zauważa - może się ktoś trafić, kto się po prostu na tym nie zna i uważa, że dziecko po podwieczorku nie powinno już żądać kolacji. Albo w ogóle twierdzi, że pobyt dziecka w przedszkolu za wiele kosztuje. W oficjalnym piśmie dyrektorka wyjaśnia również, skąd się wzięły oskarżenia o rzekomym okradaniu dzieci, czyli o wyładowanych żywnością torbach kucharek. Otóż pracownice przedszkola, w tym także kucharki, zaopatrują się w artykuły spożywcze u dostawców, bo... ich produkty są tańsze i świeższe. Identycznie czyni sama, bo tak jest jej wygodniej.
Nie sprawdza nikomu toreb, gdyż ma do ludzi zaufanie. Brzydzi się taką kontrolą tak samo jak szkalowaniem innych.
Wszystkie informacje dyrektorka potwierdziła podczas naszej wizji specjalnej. Przy okazji wyszło na jaw, że mińscy radni uchwalili nieprzyjemne dla rodziców prawo. Od maja 2007 roku obowiązuje odpłatność żywnościowa za pierwsze 4 dni nieobecności dziecka w przedszkolu niezależnie czy rodzice ją zgłoszą wcześniej, czy nie.
Taki zapis bije rodziców po kieszeni, ale na razie nie upominają się o stracone pieniądze (5 złotych dziennie). Upomnieli się tylko, by dzieciom na podwieczorek smażyć naleśniki lub nadziewane placki.
- To udręka dla kucharek, bo latem przy elektrycznej kuchni trudno wytrzymać, ale smażą - zapewnia dyrektorka.
- A co dzieje się z niewykorzystanymi porcjami?
- Rozdajemy dzieciom, sama tego pilnuję. Kucharki rzeczywiście nie kupują obiadów i trudno sądzić, by cały dzień żywiły się tylko zapachami. Ale to norma we wszystkich kuchniach i to nie tylko samorządowych.
- Ale na pewno niczego nie wynoszą, co jest przeznaczone dla dzieci - twierdzi szefowa przedszkola, pokazując własną torbę. Ma tam produkty żywnościowe, ale z rynku, bo zawsze tam bywa przed pracą.
A kucharki? Miały zaczekać, ale skończyły porządki w kuchni i wyszły. Z torbami pełnymi towaru od... dostawców. - I tak będzie, bo to żadne przestępstwo - potwierdza swoją dotychczasową opinię ich przełożona.
Opisana sytuacja zdarzyła się w jednym z mińskich przedszkoli. Nieważne w którym, bo konflikt na tle żywienia z torbami w kontekście może się zdarzyć wszędzie, gdzie funkcjonuje zbiorowe żywienie. A racja? Nie będziemy jej przyznawać nikomu. Nie z obaw o stronniczość, a z powodu zaufania, którego tutaj wyraźnie brakuje. A może komuś znudziła się już dyrektorka i próbuje znaleźć sposób na jej usunięcie?

Numer: 2008 07   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *