Na przełomie wieków obserwuje się wzmożone zainteresowanie wiedzą nieco tajemną, wzrasta popularność rożnych wróżbitów, wizjonerów i uzdrowicieli. Naszej epoki też nie ominęła ta tendencja. Ale dzisiejszy pacjent bioenergoterapeuty nie zawsze mu ślepo ufa. Chce wiedzieć jaki jest człowiek, który obiecuje, że zmniejszy ból, a nawet wyleczy

Energia kłamstwa

Żeby porozmawiać z rozreklamowanym terapeutą, trzeba zdobyć aprobatę osoby odbierającej wszystkie do niego telefony. Jest to pani ciesząca się jego pełnomocnictwem i obecna przy rozmowie. Głównie to ona odpowiada na pytania, ale stanowczo chce zostać osobą anonimową.

Dwa rozwody
Jeszcze niedawno przewijał elektryczne silniki, w niewielkim stopniu dokładając się do wspólnej z żoną egzystencji. Dwa lata temu żona wniosła o rozwód, który otrzymała zaocznie! Pan terapeuta nie odbierał zawiadomień o sprawie. Po kilku miesiącach, już ex małżonek, nieświadomy tego faktu wnosi sprawę o rozwód przeciwko swojej rozwiedzionej z nim żonie! A bezpośrednią przyczyną dramatu jest zdaniem ex żony właśnie tajemnicza asystentka, która wkroczyła taranem w ich życie. – Teraz wiem, że byłam już zmęczona dwunastoletnim borykaniem się z niedojrzałym egoistą, leniem i milczkiem, z którym jakakolwiek rozmowa na temat rodzinnych problemów była niemożliwa! W ogóle nie było w tym związku porozumienia. Musiałam tylko aprobować wszystko. A przecież to ja od rana do wieczora pracowałam w swojej firmie. Adama do energoterapii nakłonił człowiek, który prowadzi kursy na ten temat. Kosztowne kursy. Po skończeniu trzymiesięcznego szkolenia i jakiegoś kursu masażu mąż znalazł dla siebie właściwe, lekkie zajęcie. To że on coś widzi jak rentgen, to bzdura, ale zaczął leczyć i wtedy pojawiła się ta pani. Rozwinęła przed nim takie perspektywy, że potrzebna była pożyczka z banku. Przyniosła mi do podpisu jakieś papiery. Odmówiłam. Wkrótce stali się nierozłączni, szarogęsiła się w moim domu. Zaprotestowałam, okłamywał mnie, że się rozstali. Teraz wiem, że zmarnowałam 12 lat życia. Władowałam w ten dom mnóstwo pracy i pieniędzy. Niczego mi nie zwrócono. Żałuję, bo gdybym wcześniej odeszła, uniknęłabym wielu upokorzeń ze strony tej asystentki i może miałabym porządnego, pracowitego męża, dzieci...Nie wierzę, że on komukolwiek może pomóc, to jest jego sposób na życie. Ma osobę, która wszystko za niego załatwi, bo ma siłę przebicia i potrafi zastraszać... a on nie przemęcza się niczym.

Anonimka
Na wstępie „rejestratorka” informuje mnie jaka jest różnica pomiędzy uzdrowicielem a bioenergoterapeutą. – Uzdrowiciele pomagają ludziom na wszystkie sposoby, oprócz używania do tego celu własnej energii. Oni mają poziom energii taki jak każdy, a Adam jest człowiekiem jakich w Polsce jest może kilku. – Ja miałam raka – przyznaje asystentka. - Załamałam się. Wtedy, 5 lat temu, znalazłam ogłoszenie pana Adama i tak trafiłam do tego człowieka, który zwrócił mi życie, za co zawsze będę mu wdzięczna. Jestem żywym dowodem jego możliwości. Od 9 lat Adam pomaga ludziom. Odróżnia go od innych silna energia. Ma jej tyle, że po wielu pacjentach jeszcze strząsa ją z rąk! - Już z tym się urodziłem – dodaje Adam. – Kiedy miałem 5 lat, wyleczyłem chorego psa. - Ludzie mówili, że Adaś świeci! – wtrąca się asystentka.
Jaki jest? Małomówny, nieśmiały, wręcz zakompleksiony, ale kiedy mówi o konkretnym przypadku, jest pewny siebie. Ma cennik, wizyta kosztuje 100 zł, co przy 15 pacjentach dziennie daje miesięcznie ponad 40 tysięcy. Nieźle. Ale dzieci leczy za darmo. Nie dba o sławę – twierdzi, że nigdy jeszcze nie poniósł porażki w swoim działaniu. Jest wrażliwy, muzykalny, gra na organach.

Sterowany
Obiecałam przesłać mailem gotowy tekst panu Adamowi. Uprzedziłam, że uwzględnię ich sugestie, gdybym coś pomyliła, ale ponieważ pracuję z dyktafonem, to raczej niemożliwe. Wysłałam, ale nie doszło. Po pół godzinie znowu telefon z propozycją natychmiastowego odwiedzenia mnie w celu zapoznania się z tym tekstem. Wydawał się zadowolony z tego co napisałam. Zadzwonił znowu z prośbą, żeby nie podawać ceny zabiegu. Po godzinie kolejny telefon, tym razem z pretensją, że w tekście występuje „ta pani”, która przecież chce być anonimowa! – Jest incognito! – odpowiedziałam. Dla pana Adama to za mało, życzył sobie, żeby w ogóle zniknęła. - Pomyślą, że ją zatrudniam i że to ukrywam! Uczepi się mnie izba skarbowa albo nie wiadomo kto! – Napisałam, że pomaga panu z wdzięczności za życie, nikt jej tego nie zabroni. Wszyscy o niej wiedzą, to ona kieruje ruchem pacjentów! - Ja kategorycznie żądam, żeby pani nie puszczała tego tekstu. Napisze pani nowy! Nie napisałam...
PS. Imię bohatera zostało zmienione.

Numer: 2005 14





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *