Zmiany w domach opieki

Chodziły słuchy, że z końcem 2006 r. kondycja materialna domów pomocy społecznej może się pogorszyć. Wiadomo, że budżety rodzin marnie sytuowanych nie pozwalają na utrzymanie w rodzinie np. dziadków i pradziadków, życie ludzkie wydłuża się i taka sytuacja jest częsta. Przy tym brak pracy dla wnuków, głodowe zasiłki, to wszystko powoduje, ze bez DPS-ów starość dla wielu mogłaby być nieznośna

Nadzieje do spełnienia

Zmiany w domach opieki / Nadzieje do spełnienia

Już sam fakt, że w DPS św. Józefa w Mieni coraz częściej zdarzają się setne urodziny pensjonariuszek, świadczy o rodzinnej atmosferze, zdrowej kuchni i czułej opiece nad mieszkańcami. Jest takie powiedzenie, że „coś trzyma mnie przy życiu”. Tym czymś dla wiekowych ludzi bywa uwaga, jaką poświęca im rodzina, to, że są wysłuchani i że szanuje się ich zdanie. Najważniejsze, że czują się potrzebni. Widocznie któryś z tych elementów jest obecny w Mieni. W dodatku zakład przeżywa metamorfozę. Dyrekcja z urzędnikami wróciła do najstarszego zabytkowego budynku, a nowoczesne, bezpieczniejsze pomieszczenia, w których urzędowali – oddano podopiecznym. Teraz robi to wrażenie przyzwoitego pensjonatu z piętnastoma pojedynczymi pokojami. Są estetyczne i spełniające wymogi łazienki, wygodne podjazdy, zlikwidowano progi. - Na dachu mamy kolektory słoneczne, co zmniejsza koszty produkowania gorącej wody. Umeblowanie wymienia się na bardziej przypominające rodzinny dom. Wszędzie wykończenia łatwe do utrzymania w czystości. W starym budynku schody są niebezpieczne, przejścia wąskie, zlikwidowaliśmy wielkie zbiorowe sypialnie na rzecz małych intymnych pokoików – mówi dyrektor Barbara Wilk. - Jest więcej sanitariatów, poręcze na korytarzach, a w ogóle to tutaj umieściliśmy osoby bardziej sprawne fizycznie. Dom wprawdzie jest piękny, ale nie tak bezpieczny jak powinien. Tu było sporo trzciny i innych materiałów budowlanych charakterystycznych dla wiekowych budowli. Wszystkie alejki na zewnątrz zostały wygładzone dla wygody ludzi przykutych do wózków, a jest już ich sporo. Na piętrach są estetyczne jadalnie i pokoje do rekreacji. W pokojach własne telewizory. Mamy już kilka komputerów do dyspozycji mieszkańców. Dbamy o jadłospis, w którym zawsze jest pewien wybór potraw. A najważniejsze – podkreśla pani Barbara – to fakt, że większość naszych pracowników - opiekunów podwyższa swoje kwalifikacje w policealnym studium dla opiekunów społecznych.
Teraz remontujemy jeden ze starszych pawilonów. Wszystkich robót dogląda dyr. Sobotka, który zna się na tej robocie, i dzięki jego czujności wszystkie prace są sprawnie i solidnie wykonywane. Po gospodarsku. Wielu robotników do robót interwencyjnych bierzemy z pośredniaka! A w ogóle nasz dom daje zatrudnienie 146 osobom. To też jest ważne w sytuacji kraju. Tylu jest ludzi bezradnych, starych, chorych, że na terenie dużego, jak nasz, powiatu, dom pomocy społecznej jest koniecznie potrzebny! Od trzech lat opiekę duchową nad mieszkańcami sprawuje młody i inteligentny ksiądz Piotr Wyszyński – rozmowa z nim to prawdziwa przyjemność. Wszystkie modernizacje i rozbudowy zawdzięczamy hojności starostwa, chwała im za to!
O sprawach administracyjnych i socjalnych rozmawiammy z Jerzym Możdżonkiem i Małgorzatą Chwedoruk. – Jeszcze do końca 2008 r. jest czas na osiągnięcie wszystkich standardów i do tego momentu możemy się czuć w miarę bezpiecznie. Później wszystko zależeć będzie od gmin. Wiadomo, że ludzie tu mieszkający mają niewysokie renty, a koszt utrzymania wynosi 1837 zł miesięcznie. Gmina, która kieruje do nas osobę z małą rentą – musi dopłacać. Następnie wiele zależy od kondycji materialnej rodziny, jest przecież obowiązek dofinansowywania marnie sytuowanych rodziców. Obecnie mamy pod opieką 224 osoby. Norma standardowa narzuca 182 osoby na nasz zakład. Ale są wśród ludzi takie dramaty życiowe, że nie bacząc na nienormatywne zagęszczenie, nie możemy odmówić przyjęcia potrzebującemu – wyjaśnia Jerzy Możdżonek. - Nie ma u nas przewagi kobiet, ale ja wiem, dlaczego – twierdzi Małgorzata Chwedoruk – mężczyźni samotni są tak niezaradni życiowo, że szybciej szukają miejsca dla siebie w DPS. Kobiety dłużej tkwią w samotności lub w rodzinie, bo lepiej sobie radzą albo bardziej chcą być potrzebne, są po prostu silniejsze psychicznie.
Ta równowaga płci nie ma tu większego znaczenia, ale niedawno zawarte na terenie zakładu małżeństwo ciągle jest szczęśliwe, pogodne, a zdrowie obojga ulega poprawie! Czego wszystkim należałoby życzyć.

Numer: 2007 09   Autor: Bożena Abratowska





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *