Sokół tygodnia

Według speców od public relations polityk to taki sam towar jak kiełbasa (wyborcza?!) czy proszek do prania, można wylansować każdego, byle umieć to zrobić. Według naszych respondentów kończąca się właśnie kampania wyborcza była głównie targowiskiem próżności. To potwierdza przytoczone opinie PR-owców. Jednak na ulicach Mińska Mazowieckiego nie widać tęczy plakatów, nic nie słychać o piknikach wyborczych. Gdzież jest więc ta reklama? A może oglądamy właśnie nową formę promocji, zamiast walczyć kandydaci mówią: tacy jesteśmy, chcecie to bierzcie. Bo przecież na pewno nie jest tak, że chętni do pracy w samorządach nie mają nam nic do powiedzenia

Barwy kampanii

Sokół tygodnia / Barwy kampanii

Bezbarwna poprawność
Część widzów uczestniczących w niedzielnej debacie przedwyborczej kandydatów do fotela mińskiego burmistrza utwierdziła się w przekonaniu, że nie ma na kogo głosować. Kontrkandydaci obecnie panującego Zbigniewa Grzesiaka oparli swoje programy wyborcze na tezie, iż burmistrz zbyt słabo wspierał się funduszami zewnętrznymi w inwestycjach miejskich. Stąd zaniechania i nie do końca trafione inwestycje. Jednak wizja miasta wszystkich trzech jest w zasadzie zbliżona, zwłaszcza kandydatów PiS i PO. Nie dziwi, że Mirosław Krusiewicz miał niekiedy problemy z odpowiedzią na pytania stawiane przez prowadzącego spotkanie J. Zbigniewa Piątkowskiego, tłumacząc, że nie chce się powtarzać w momencie, gdy wcześniej Leon Jurek wyłożył już wszystko. A wszystko pewnie przez brak populizmu w programach kandydatów. Wszyscy oni wyrzekali się obietnic na wyrost. Jakikolwiek SLD-owski pretendent do stanowiska burmistrza z hasłem: Dobry samorząd, żadnych popisów, w tym towarzystwie czułby się jak na spotkaniu z kolegami. Tymczasem w kuluarach dało się słyszeć: – Panie, jak artysta bierze się za tworzenie jakiegoś dzieła, to on ma wizję. I nam potrzeba właśnie kogoś takiego. Przypomina się w tym momencie starożytna rzymska metoda rządzenia, że obywatelom trzeba dać chleba i igrzysk. Grzesiak przez ostatnie 16 lat chleb może i dawał, ale igrzyska były skromniutkie, co nie dziwi przy nakładach 1 proc. na kulturę. Jurek z Krusiewiczem igrzyska obiecują, ale bez fajerwerków.

Kampania przy piwie
W cegłowskiej gminie kampania przedwyborcza ma raczej blade oblicze. Niewielką aktywność wykazują jedynie kandydaci do rady powiatu. Nie ma emocji ani ostrych starć, jak w poprzednich wyborach, kiedy odsuwano od władzy grupę lewicowych radnych z wójtem na czele. O kandydatach do władzy pisze otwarcie Jan Trzeciak z Cegłowa. A anonimy znajdujemy za wycieraczkami samochodów, w skrzynkach na listy albo przyklejone do płotu. Ostatnio można było się dowiedzieć, że jeśli przejdą w wyborach na radnych powiatu kandydaci z Cegłowa, to w powiecie będzie już kompletna lista Wildsteina. Z wyjątkiem pewnego cegłowskiego przedsiębiorcy. W okolicach Dobrego dowiadujemy się, że wójt jest za litościwy i za dobrze wychowany jak na to stanowisko. Ten z Jakubowa zbyt często unika konfrontacji i nie jest asertywny, żeby nie powiedzieć „zbyt hojny”, bo wywala się w gminie pieniądze na wielki parking pod kościołem, a obok jest drugi! Część anonimów ubolewa, że Grzesiak znowu wygra, a władza znieczula i „rozpuszcza” władcę – ale z drugiej strony, kto ma jakiś prawdziwy pomysł i doświadczenie w sterowaniu tym miastem? Brakuje tu tylko konkretów opartych na realiach, na wiedzy o zasobności lokalnego portfela i możliwościach intelektualnych kandydata. Ludzi wybitnych jak dotąd nie znaleziono.
Co ciekawe, w niektórych miejscach kampania przybiera miodowo–złoty kolor, czyli barwy piwa. Pan Józio, stały bywalec jednego z barów: – Jakiś czas temu przysiadł się do nas gość i zapytał, czy mamy przy sobie papiery, a potem postawił piwo i dał jakiś świstek do podpisania. Teraz znowu postawił i powiedział, kiedy i gdzie postawić krzyżyk. Ciekawe, czy jak wygra, to też postawi? – zastanawia się pan Józio. Nie zna tego mężczyzny i nic nie słyszał o ulotkach wyborczych, nazwiska też nie chciał ujawnić. Przyznał tylko, że stawia dobre piwo.

Wszyscy na jednego?
W gminie Stanisławów większość wyborców wykazuje obojętność bądź niskie zainteresowanie tegorocznymi wyborami samorządowymi. Raczej nikogo nie zaskoczyło ponowne kandydowanie obecnego wójta Wojciecha Witczaka. Przebąkiwano o ewentualnych konkurentach – kandydatach z poprzednich wyborów, Leonie Zdanowiczu i Kazimierzu Prusie. Ten ostatni startuje, ale na radnego powiatowego. Witczak ma praktycznie pewne miejsce i stołek włodarza gminy (swoich ludzi umieścił w każdym z 8 okręgów wyborczych). Oczywiście, o ile uzyska w głosowaniu więcej niż połowę ważnie oddanych głosów. Gdy jednak takowy wynik nie padnie, ostateczną decyzję podejmie rada gminy.

Pozostali poza kampanią
O tym, czy odnajdziesz się na liście wyborczej jako kandydat na radnego, z niewielkimi wyjątkami, decydują politycy. Wydawałoby się, że pierwsze miejsca powinny być obsadzane przez ludzi uczciwych i kompetentnych. Rzeczywistość jest jednak inna. Liczą się koligacje, koleżeństwo, układy, a niekiedy służalczość. Niesfornych lub protestujących po prostu usuwa się z elity i taki ktoś pozostaje poza kampanią. Bywa również tak, że osoba zmęczona podchodami wyborczymi sama rezygnuje z kandydowania. Są i tacy, którzy pomimo swojej aktywności i niekwestionowanych zasług, nie znajdą się na listach wyborczych. Widocznie narazili się przywódcom. Wspomnę tutaj o długoletnim radnym miejskim Stanisławie Ciszkowskim, który urzędował przez 5 kadencji, służąc skutecznie wyborcom Nowego Miasta. Uzyskiwał zawsze wysokie poparcie. W ostatniej elekcji zabrakło komitetu, który przyjąłby go na listę, a swojego nie udało mu się zorganizować – zabrakło „kropki na i”. Inni, jak były burmistrz Jacek Głogowski, Krzysztof Roguski czy Włodzimierz Karasek sami zrezygnowali z kandydowania. Najgorsi są ci wybierani radni, którzy dla wymiernych korzyści zdradzają swoje ugrupowania i wyborców na nich głosujących i przechodzą do ugrupowań przeciwnych. Kogo oni wówczas reprezentują?!

Młodzież świadoma...
Młodzi ludzie zgodni są w jednym – wszyscy już mają dosyć obiecywania przysłowiowych gruszek na wierzbie czy też złotych gór: – Czego to oni by nie zrobili przez te lata, gdyby spełniali chociażby połowę swoich obietnic.... Zauważają też fakt, że zawsze pod koniec wszelkich kadencji zaczyna poprawiać się stan dróg, chodników i traktują to jako „rodzaj zapobiegliwości, żeby nie stracić stołka”. Większość zaznacza również to, że kampania samorządowa jest przeprowadzana mniej spektakularnie od wyborów parlamentarnych, choć oczywiście zależy gdzie.

... i opiniotwórcza
Pomimo, że nadal można się spotkać z opiniami typu: - Nie mam 18 lat, więc nie głosuję i to mnie nie obchodzi, wydaje się, że wzrasta świadomość obywatelska wśród młodzieży. Ostatnio natrafiłam na dyskusję na jednym z forów internetowych, burzliwie toczącą się między młodymi mieszkańcami Mińska Mazowieckiego i okolic. Co rozpętało burzę? Stwierdzenie-żart: – Gdyby wybory miały coś zmienić, już dawno by ich zakazali – i dalsza wypowiedź chłopaka, który stwierdzał, że sami musimy dbać o swój kraj, a idąc na wybory, zrzucamy odpowiedzialność na ludzi dążących wyłącznie do realizacji własnych interesów. Ogólny wydźwięk dyskusji można sprowadzić do stwierdzenia, żeby nie patrzeć na plakaty, reklamówki, „błyskotki telewizyjne”, ale na ludzi, których znamy i szanujemy.

Artykulacja polityczna
Najważniejszą sprawą w wypowiedzi jest mówić tak, by powiedzieć dużo, naobiecywać, a jednocześnie zrobić to w taki sposób, by z obiecanek nic konkretnego nie wynikało. Jednym słowem odwracanie kota ogonem. W tym celu politycy stosują tzw. artykulację, czyli ruchy narządów mowy wytwarzające określoną głoskę albo sposób schodzenia się zębów przy zwieraniu szczęk. Czy ustawienie siekaczy i trzonowców ma wpływ na sens wypowiedzi? Ma! Oto logopedyczne przykłady politycznego „ściemniania”: reranie, czyli nieprawidłowe wymawianie dźwięku „r” – bezrobotni miast i wsi jak w dym walą do urn głosować na polityka głoszącego hasło „Praca to priorytet”. Obiecanki, cacanki. Facet ma wadę wymowy! Po zajęciu stanowiska okazuje się, że nadmierne używanie literki „r” spowodowało wypaczenie sensu wypowiedzi. Wszak naszemu wybrańcowi nie chodziło o „pracę” dla nas, lecz (o naiwni!) o „płacę” dla niego. Kapacyzm – nieprawidłowe wymawianie dźwięku „k” – partia zapewniająca nas, iż wszystko, co czyni, czyni z czystej miłości do ludu, powtarza niezmiennie slogan „kochamy naród”, mający ukazać jej nieskazitelne wobec nas intencje. Jednak po szeregu publicznych wystąpieniach członków ugrupowania okazuje się, że biedaków dopadła także dolegliwość językowa, właśnie kapacyzm. Nikt nikogo nie kochał ani kochać nie zamierza, a wymieniony naród, oczywiście z wyłączeniem ich samych to, za przeproszeniem, chamy.

Gdy sepleni i szepleni
Czyli nieprawidłowo wymawia dźwięki „s” i „sz”: podczas wystąpień, w celu zmylenia przeciwnika, politycy używają syczenia i szczebiotania, wyszczerzając się jednocześnie na politycznych przeciwników. Przewrażliwiony elektorat woli wtedy wyłączyć telewizor. Jąkanie, zacinanie się - mówca zapomniał kartki z przemówieniem i nieporadnie próbuje wybrnąć z opresji. Udając wariata chrumka, chrząka, popijając nieustannie wodę z karafki. Mówiący ma nierówny oddech, nie realizuje niektórych głosek, sylab - kłamie w żywe oczy! Tętno skacze jak kozica. Wariograf (wykrywacz kłamstw) zwariowałby kompletnie.
Szybkie tempo mówienia, trudno zrozumieć wypowiedź – podobnie jak w przypadku seplenienia i szeplenienia, nadając jak katarynka, facet próbuje ukryć sens wypowiedzi. Klepie, co mu ślina na język przyniesie. Słuchający, mimo iż czaszka paruje jak samowar, nie jest w stanie pojąć, o co mówcy chodzi.

Krzyk i cisza
Mowa zbyt głośna to typowa próba zastraszenia przeciwnika, ewentualnie sposób obrony. Wrzeszcząc z mównicy, retor stara się sprawiać wrażenie wzoru doskonałości. Jego wypowiedź nie podlega żadnym krytykom. Natomiast broniąc się przed atakiem, mówca wydaje krzyk rozpaczy. Ty mnie z lewicy (lub z prawicy), to ja cię z tchawicy. Mowa cicha, trudno cokolwiek zrozumieć – zmęczenie wywołane długimi i nudnymi obradami, zwłaszcza po suto zakrapianym obiadku. Gość niemalże słania się na nogach, szepcząc coś pod nosem. Publika zaś podziwia wytrwałość mówiącego oraz jego zaangażowanie do ostatnich sił.

Z takimi wypowiedziami spotykamy się na co dzień. Wystarczy włączyć telewizor, posłuchać pierwszego z brzegu polityka i postawić mu własną diagnozę. Powodzenia!

Numer: 2006 46   Autor: (pd, pewa, bak, syl, fz)





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *