Taśmy prawdy z Zamienia

W minioną sobotę wójt Dąbrowski oddał do użytku trzeci tej jesieni budynek szkoły. Ponoć Marianka aż kipiała od księży i posłów, których niezależnie od miejsca zamieszkania nazywano „naszymi”. Wcześniej w nowych szkołach zaczęli się uczyć stojecczanie i zamienianie. Właśnie z Zamienia dotarł do nas protest zdesperowanych rodziców, który w kontekście samobójstwa gimnazjalistki z Gdańska nabiera nowego znaczenia

Nagrali belferkę

Taśmy prawdy z Zamienia / Nagrali belferkę

Rodzice są nie tylko zdesperowani, ale i bezsilni, bo – jak piszą – nie mają znikąd pomocy, choć wszyscy w szkole doskonale wiedzą, co się dzieje na lekcjach polonistki Joanny J. – Nasze dzieci są poniżane na lekcjach, nauczycielka używa wulgarnych słów. Dzieci nie chcą chodzić na lekcje języka polskiego, gdyż boją się publicznego ośmieszenia – piszą do nas z prośbą o interwencję, bo boją się kolejny raz kierować sprawę do szkoły. Poprzednim razem po zgłoszeniu problemu dzieci ponosiły konsekwencje, a na wywiadówce wyszło na jaw, że wychowawczyni o wszystkim wie, ale też jest bezsilna. Do tej samej klasy chodzi również syn polonistki, który – co podkreślają rodzice – jest mieszkańcem Mińska. Nie byłoby sprawy, gdyby był traktowany jak inne dzieci. A tak nie jest. Mało tego – chłopak notorycznie łamie regulamin, a matka go i tak zawsze wybroni, że to on jest poszkodowany.
– Boimy się, że nasze dzieci nie podołają egzaminowi kończącemu naukę, gdyż na lekcjach polskiego zamiast realizacji rozkładu zajęć (chodzi raczej o program – przyp. autora) odbywają się opowiastki o kolejnych wycieczkach, na które każdy musi jechać, bo wie, że odmowa odbije się na ocenach z języka polskiego. Ale nie tylko, bo na lekcjach „odbywają się rzeczy, które absolutnie nie mają nic wspólnego z lekcją”.
Rzeczywiście, na przysłanym przez rodziców filmie z telefonu komórkowego polonistka zachowuje się dość dziwnie. Przede wszystkim stojąc na środku sali, głośno krzyczy lub śpiewa, wykonując ciałem i rękami bliżej nieokreślone ruchy. Jest jak w transie, a uczniowie chodzą w tym czasie po ławkach, czymś rzucają i głośno się śmieją.
– Mamy kilka innych filmów, na których pani J. rozwinęła potok wulgarnych słów oraz ciekawych historyjek z jej życia, oczywiście podczas lekcji – donoszą rodzice, usprawiedliwiając brak podpisu pod listem lękiem przed zemstą ze strony szkoły. Kim są? Podali personalia do wyłącznej wiadomości redaktora naczelnego „Cs”, ale to jest najmniej ważne. Dużo ważniejsza i bardziej spektakularna jest reakcja dyrekcji szkoły i większości rodziców (w sumie 21 podpisów), którzy kontakty ze szkołą uważają za satysfakcjonujące. Skoro tak, to oświadczają na piśmie, że... (i tu wielka uwaga) nie wyrażają zgody na opublikowanie listu w sprawie Joanny J. na łamach „Co słychać?”. Nie życzą sobie, aby sprawy szkolne były załatwiane w prasie, bo – ich zdaniem – nie ma problemu.
A jednak problem jest, nawet jeśli zachowanie polonistki nie podoba się jednemu dziecku czy budzi odrazę u jednych rodziców. I nie jest to – jak sugeruje dyrekcja szkoły – kontynuacja wakacyjnego artykułu na temat tej nauczycielki (picie alkoholu przy dzieciach), a sprawa wymagająca natychmiastowych działań, by nie zdarzyła się tragedia jak w Gdańsku. Tam też dyrektor i nauczyciele twierdzili, że nic złego wcześniej się nie działo, a cała klasa jak stado bezwolnych baranów patrzyła na poniżanie koleżanki przez oprawców. W Zamieniu – na szczęście – ktoś miał odwagę o tym napisać, ktoś nagrał film, więc są dowody, że dzieje się źle. Czy trzeba, by uczeń zamiast pójść na lekcje, targnął się na własne życie? Mieliśmy przed kilku laty przykład w gimnazjum w Jakubowie, że takie ostateczne rozwiązanie problemów może nastąpić. Trzeba mieć dużo odwagi, by przeciwstawić się sile władzy i tępocie baranów. Działajmy, zanim fala znieczulicy i zła dopadnie nas osobiście. Wtedy może być już za późno.

Numer: 2006 45   Autor: Janko Fridayski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *