Mińskie taksówki
Jeździli zdezelowanymi polonezami z workami węgla i łopatami wystającymi z bagażnika, a teraz jeżdżą mercedesami. Narzekali, że taxi to nie interes i w tej branży pracują z konieczności, bo inaczej żyliby z kuroniówki. Klepali więc taksówkarską biedę, aż przyszła do nich współczesność znana z zachodnich filmów. Radio Taxi w Mińsku Mazowieckim wymyślił Kazimierz Banasiak, przez nieprzychylnych mu taryfiarzy zwany „Ślepakiem”
Złotówa

Jeszcze w Mechaniku Arek Banasiak (ra-
diowy Banan) został przez swoich nauczycieli i wychowawców zarażony bakcylem nowoczesności. Jednym z jej objawów było CB radio o zasięgu do 5 km. Ojciec Arka, jeżdżąc taksówką, porozumiewał się z nim właśnie dzięki temu urządzeniu. To natchnęło taksówkarza do wprowadzenia w życie usprawnienia technicznego. Razem opracowali misterny plan, do którego bez sprzeciwu weszła Elżbieta – żona Kazika. To były zręby firmy taksówkarskiej, jakiej Mińsk Mazowiecki do tej pory nie widział. Dyspozytornia CB mieściła się w prywatnym mieszkaniu taksiarza
z numerem 124, później 59. Pierwszy, nerwowy okres działania pionierskiej firmy był pełen poświęceń i rozczarowań. Całodobowe czuwanie przy telefonie nie dawało oczekiwanych skutków. Ale przyszedł moment, że klienci przekonani
o solidności (w tym wypadku natychmiastowego przyjazdu taxi), pod wskazany numer dzwonili coraz częściej. Doszło do tego, że „Ślepak” stał się konkurencją dla postojowych taksówkarzy. Mimo ich sceptycyzmu do nowej formy działania, zaczęli się do niego przyłączać.
Tak powstała w Mińsku Mazowieckim firma taksówkarska. Coraz więcej klientów dzwoniło, wiedząc, że mińskie Radio Taxi jest najszybsze. Kazimierz włożył w jej rozwój niemały wysiłek, czas i majątek, choć nie liczył z początku na wielkie zyski – te miały przyjść wraz z rozwojem firmy.
I tu przyszło pierwsze rozczarowanie. Kiedy na dyżury w niedzielne poranki znalazł ochotnika spoza kręgu dotychczasowych wspólników, oni podjęli kontrakcję. Nieznanymi sposobami przekonali „nowego”, by razem z nimi bojkotował decyzje założyciela firmy. Jedną z akcji było blokowanie radiostacji, które uniemożliwiało funkcjonowanie przedsiębiorstwa.
Wspólnicy pojechali też do siedleckiego prezesa PZT ze skargą na szefa Radio Taxi, który wbrew ich woli przyjął nowego wspólnika. Tu się rozczarowali, kiedy prezes im uzmysłowił, że podjęli pracę w prywatnym przedsiębiorstwie, a nie w socjalistycznej spółdzielni. Czym prędzej więc pośpieszyli z przeprosinami do swojego dobroczyńcy i jego żonie wręczyli bukiet czerwonych róż. Skąd ten gest wierności i miłości – czyżby „wspólnicy” poczuli wyrzuty sumienia? Tak by się zdawało, jednak po pewnym czasie okazała się ona miłością faryzejską. (cdn?)
Numer: 2006 32 Autor: Józef Lipiński
Komentarze
DODAJ KOMENTARZ