Z Mińska Mazowieckiego na Bałtyk

Z portu w Szczecinie wypłynęły dwie mińskie załogi. Na Skaucie popłynęli: Jarosław Wachowicz (kapitan), Janusz Tywoniuk, Henryk Sochacki, Maciej Mazanka, Dariusz Wojciechowski i Katarzyna Zawadzka, a na bliźniaczym Vendavalu: Sławomir Zgódka (kapitan), Aleksander Drabarek, Mieczysław Bziuk, Witold Dymowski i Robert Rudnicki. Trasa wiodła przez Zalew Szczeciński do Świnoujścia, Sassnitz na Rugii, Hollviken w Szwecji do Kopenhagi

Mayday na mieliźnie

Z Mińska Mazowieckiego na Bałtyk / Mayday na mieliźnie

Rejs zaczął się szczęśliwie w... mińskiej Karczmie Staropolskiej, gdzie pożegnalne szanty śpiewał Marcin „Zgódzial” Zgódka. Zabawa była przednia, bo żeglarze nie chcieli być gorsi od wokalisty i chóralnie go wspierali. Przy piwie popłynęły wspomnienia o poprzednich morskich wyprawach. W opowiadaniu anegdot brylował bosman Sławek Zgódka.
Już po wypłynięciu ze Szczecina nie obyło się bez przygód, choć nie trafili na sztormową pogodę. Najsilniejsze podmuchy wiatru osiągnęły siłę 5°B pod Arconą, pamiętnej z katastrofy promu Heweliusz, który tu właśnie w czasie sztormu zatonął. Dopływając do Szwecji, trafili na mgłę, która zmusiła ich do szczególnej ostrożności. Co dwie minuty przez radio podawali komunikat o swojej pozycji i kursie i nieustannie dęli w rogi mgłowe. Na szczęście żadna kolizja im się nie przytrafiła, choć obydwa jachty płynęły obok siebie. Tak dotarli do kanału Falsterbo przecinającego szwedzki półwysep Skanor. Utrzymująca się na Sundzie mgła zatrzymała żeglarzy na brzegu. Urządzili przeto piesze wycieczki po okolicy, dzięki czemu poznali piękno tej krainy.
Oczekiwania na opadnięcie mgły przerwało dramatyczne wołanie Mayday z polskiego jachtu Idalgo, który przy dużej fali osiadł na mieliźnie przy wejściu do kanału Falsterbo (300-400 m od niewidocznego we mgle brzegu). Nasi żeglarze przeżywali dramat razem z rozbitkami, a najtrudniejszą chwilą był moment, kiedy wołanie z Idalgo nie powtórzyło się. Pytanie: czy ktoś ich podjął, czy już są pod wodą – powtarzało się jak echo. Potem okazało się, że szwedzki statek ratowniczy podjął załogę z podtopionego jachtu, a jeszcze później udało się jednostkę ściągnąć z mielizny. W Kopenhadze nastąpiło spotkanie żeglarzy trzech polskich jachtów.
Wreszcie pogoda się ustaliła i dotarcie do Kopenhagi było formalnością. Rewelacją w mieście były tarasowe ogródki piwne dla zmarźluchów, gdzie przy zimnej pogodzie każdy klient dostaje pled, a dodatkowo jest owiewany ciepłym powietrzem z nagrzewnic. W tak luksusowych warunkach, popijając gorące napoje, mińszczanie podziwiali panoramę portu z rojem kręcących się po nim jednostek różnych typów i pod wieloma banderami. Ciekawostką są tu rowery miejskie (city bike) z kasownikiem. Za ok. 10 zł można takiego pojazdu używać do woli i korzystając z dołączonej mapki, zwiedzić stolicę Danii i poznać jej atrakcyjne miejsca. Załoga Vendavala wyprawiła się rowerami do marokańskiej dzielnicy (dawne hippisowskie miasteczko), w której po zmroku nie używa się świateł. Policji tu nie widać, a cała dzielnica rządzi się własnymi prawami. Duńczycy określili to jako eksperyment socjologiczny.
Kilka dni później Zgódzial szantami powitał żeglarzy w Karczmie Staropolskiej. I znów przy pieśniach popłynęły opowieści i wrażenia z rejsu, w którym przepłynięto 384,3 mile w ciągu 128 godzin, w tym pod żaglami 48 godzin, na silniku 27 godzin.

Numer: 2006 29   Autor: Józef Lipiński





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *