Wydawać by się mogło, że wydarzenia z sesji budżetowej zapoczątkują nową jakość w radzie. Jednak jeszcze raz okazało się, że nadzieja jest matką głupich. To, co miało miejsce na styczniowej sesji, przerosło wszystkie dotychczasowe wyczyny części opozycji. Łącznie z przywoływaniem duchów i straszeniem teczkami

Swołocz do roboty

Nim rozpoczęto posiedzenie rady, uczczono chwilą ciszy pamięć ofiar obozu Auschwitz-Birkenau oraz Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Pierwszy wniosek złożyła Hanna Matracka, a drugi Krystyna Myślińska. Potem nastąpiły wcześniej wymienione wypadki. Co chwila sala obrad pustoszała zarówno po stronie publiczności, jak i radnych. – To istna żenada - słychać było komentarze w kuluarach. Przepychanki słowne rozpoczęły się już w momencie uchwalania wieloletniego planu współpracy z organizacjami pozarządowymi. Mimo obaw o kolejne „uwalenie” uchwały, udało się jednak (po dziewięciu miesiącach od chwili poczęcia) ją podjąć. Później sytuacja wyraźnie się poprawiła i część uchwał zapadła zdecydowaną większością głosów. Do czasu. Projekt uchwały autorstwa Myślińskiej w sprawie „Glinianek” wywołał prawdziwą burzę wzajemnych oskarżeń i inwektyw. Mistrzem w tej konkurencji pozostał radny Dąbrowski. Na nic zdały się wyjaśnienia Matrackiej, Małkiewicza i Czarnockiego, że uchwała rady w pełni zabezpieczyła interes miasta w sprawie inwestycji. Zapalczywość przewodniczącego komisji rewizyjnej była tak wielka, że oberwało się także niektórym dziennikarzom. – Niech sobie pismaki używają w tych swoich szmatławcach - grzmiał niczym działacze byłej siły przewodniej. Nie mogła także swoich „złotych myśli” nie wyrazić Borowska-Krupkowska. Nawiązując do artykułu z „Polityki”, już widziała Chachulskiego na sali sądowej za...nadużycie symboli miasta. – Bezprawnie sfotografował się pan na tle popiersia Marszałka i Fundacja z pewnością zaskarży pana do sądu - zabrzmiała jak Kassandra. Na sali cały czas pachniało kolejnymi procesami karnymi i cywilnymi z pełnej palety przestępstw, czynów zabronionych. Istny raj dla prokuratorów i adwokatów. Już pod koniec sesji wybuchła bomba. Dąbrowski oświadczył, że Andrzej Belka, zastępca burmistrza jest... służącym. – Panie Belka, pan jesteś moim służącym - zbeształ zastępcę Dąbrowski. A później ponownie popłynął potok obraźliwych sformułowań skierowanych „in corpore”. Jako pan, Dąbrowski poradził Belce, aby ten „(...) zapędził całą tą administracyjną swołocz do roboty (...)”. Już w środę kolejna „zwyczajna” sesja została zakończona. PS. Za tydzień - rozmowa z Grzegorzem Radziszewskim

Numer: 2005 06





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *