Mińsk Mazowiecki Himilsbachowi

Urzędowo Jan Himilsbach urodził się 31 listopada, choć tej daty w kalendarzu nie ma. Trochę to przypomina perypetie barona Münchausena z datą 31 maja. Innych analogii między tymi postaciami nie znajduję. Młodzież natomiast znalazła sposób, by literacki świat Jana Himilsbacha przedstawić w pełnych życia ulicznych spektaklach. Działo się to w andrzejkowy wieczór w Mińsku Mazowieckim – mieście przypisanym Janowi Himilsbachowi jako rodzinne

W DeHę na ulicach

Mińsk Mazowiecki Himilsbachowi / W DeHę na ulicach

Wczesnym wieczorem mińskie ulice opanowali przebierańcy. Niemal jednocześnie w kilku punktach miasta młodzi ludzie w strojach z epoki, którą przeżył i opisał Jan Himilsbach, uczestniczyli w happeningach. Pod fontanną teatr „Pod spodem” z GM-2 (op. Iza Saganowska i Anna Misiołek) przedstawił scenki uliczne i bazarowe rodem z epoki głębokiego socjalizmu. Tylko po wieku aktorów i współczesnej scenerii można było poznać, że to inscenizacja. Akcesoria i teksty – autentyczne.
Na parkingu pod starostwem trafiliśmy na antrakt w przedstawieniu przygotowanym przez uczniowski kabaret „Szpila” z Dobrego (op. Joanna Raniszewska i Mariola Rek). A na rondzie pod bazarem rozbawiona młodzież z Macierzanki raz po raz tańczyła walca angielskiego – lub bostona, jak kto woli. Uboga kwiaciarka usiłowała sprzedać skromniutkie bukieciki, a po drugiej stronie ulicy baloniarz zachwalał swój towar tańczącym i przechodniom.
Na szerokim chodniku przed dworcem autobusowym tłum. Za chwilę błyskają flesze reporterów, bo jest co ustrzelić. Sugestywna scenografia przywołująca obraz odbudowującej i budującej się „socjalistycznej ojczyzny” była tłem dla przedstawienia fragmentów „Monidła” – opowieści Himilsbacha uznanej za arcydzieło naturszczyka. Grupa teatralna „Mechanik” (op. Monika Piskorz i Hanna Kuś) pokazała tak ciekawe widowisko, że tłum zainteresowanych przechodniów gęstniał z minuty na minutę. Na zakończenie brawa przy otwartej kurtynie. Pozostałe grupy wystąpiły w innych częściach miasta. Teatr „Kalinowy” z MDK (op. Elżbieta Kalińska) przedstawił się za mostem Himilsbacha pod sklepem „Metro”, „Oto My” z GM-3 (op. Beata Wójcicka) na Starym Rynku, „Ziałapa” (op. Monika Zalewska) z Siennicy pod kinem „Światowid”. Frekwencja była różna, zainteresowanie mińszczan ulicznymi spektaklami przeciętne. Można mówić o wielkim sukcesie dwóch przedstawień – grupy teatralnej „Mechanik” („Monidło”) i teatru z GM-2 „Pod spodem” („Mińsk Mazowiecki Himilsbacha”). Przyciągnęły one najwięcej widzów, ale też lokalizacja „sceny” była trafna.
W tym czasie w Niemczech odbył się festiwal filmowo-literacki, na którym zaprezentowany został cały dorobek mińskiego kamieniarza, który na ulotce określony jest jako artysta, aktor, pisarz i scenarzysta. W ulicznych komentarzach często padało stwierdzenie, że Niemcy robią sobie jaja z przedstawiciela polskiego świata kultury. Tymczasem było to jak najbardziej poważne przedsięwzięcie, wymyślone i zorganizowane przez Martina Sandera – dziennikarza, znawcę literatury polskiej i tłumacza utworów Himilsbacha.
Wiosną tego roku przyjechał on do Mińska, odnalazł Leszka Celeja, rozmawiał z ludźmi znającymi legendę i prawdę o Janie Himilsbachu. Tak zrodził się pomysł na festiwal „Świat Himilsbacha” („Himilsbachs welt”), którego ostatnim akcentem była projekcja filmu „Rejs” w Lipsku, w sobotę 2 grudnia. Nie wiemy jeszcze, jaką popularność festiwal zdobył, w każdym razie jest on ewenementem na europejską skalę. Sanders okazał się świetnym menadżerem, bo na realizację przedsięwzięcia umiał znaleźć pieniądze. Jego wniosek poparty opinią Muzeum Ziemi Mińskiej przyjęła i pieniądze przyznała fundacja wspierająca działalność kulturalną „Phoenix Europa”. Kulturalna zawierucha wokół Jana Himilsbacha wywołała różne reakcje. Malkontenci użalali się nad „biedną dzieciarnią” marznącą na mińskim happeningu. Zwolennicy widzą potrzebę powtórzenia imprezy w formie przeglądu przedstawień połączonego z projekcją filmów nakręconych 30 listopada, ale w jednym miejscu. Inicjator happeningu dyrektor Muzeum Ziemi Mińskiej Leszek Celej opinie i sugestie z pewnością uwzględni i można się spodziewać, że w roku przyszłym ciąg dalszy nastąpi. Zapewne ogłoszą to plakaty podobne do tegorocznego „DeHa ‘06” przygotowane przez Wojciecha Korkucia – mińszczanina z Warszawy. Czy Dzień Himilsbacha powtórzy się w tegorocznej formule? Nie sądzę, bo żeby ogarnąć dziejące się naraz wydarzenia, trzeba by przelecieć nad miastem na kuli armatniej, jak to uczynił baron Münchausen.

Numer: 2006 50   Autor: Józef Lipiński





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *