Mińsk MazowieckiMińsk Mazowiecki koncertowy

Podczas niedzielnego recitalu „Odzyskajmy jasność w słowach…” Robert Zapora otwierał mińszczan na miłość i śmierć. Wzbogacone silnym ładunkiem emocjonalnym muzyczne przesłania wpisały się egzystencjalnie w nadchodzące listopadowe święto

Na miłość i śmierć

Mińsk Mazowiecki koncertowy / Na miłość i śmierć

Artysta swoje pierwsze utwory muzyczne do poezji wybitnych polskich poetów skomponował na przełomie lat 80’ i 90’, służąc jeszcze w Mińsku Mazowieckim w 1 PLM Warszawa. Został zainteresowany tym gatunkiem przez Grzegorza Konefała i  Małgorzatę Sulewską, której podczas spotkania szczególnie dziękował za wieloletnią przyjaźń oraz zaproszenie do Mińska. Podczas wieczoru ukazał pasjonujący  wycinek ponad 20-letniej działalności kompozytorskiej i wykonawczej w dziedzinie piosenki poetyckiej. 
– Tworzywo stanowi dla mnie wartość najważniejszą. Ja sam tworzę  tylko wartość dodaną, jaką jest muzyka oraz głęboka i osobista interpretacja wierszy – powiedział sam o sobie artysta. Wierszy poszukuje długo i muszą być literacko mądre oraz antymuzyczne. Wiele z nich odkrywa po latach na nowo, tym bardziej, że wiele z nich rozumie obecnie lepiej. 
W recitalu zaśpiewał przede wszystkim wiersze swoich ulubionych poetów – Mirona Bialoszewskiego, Bolesława Leśmiana, Ryszarda Milczewskiego-Bruna, Leszka A. Moczulskiego. Ich słowami opowiedział historię ludzkich, jakże różnych miłości. Miłość cielesna kochanków, ta matczyna – cicha i wierna czy też trudna do opisania miłość do żony, która nie zasłużyła nawet na marną metaforę, stały się tematem wplecionym w muzykę. Czytane w trakcie koncertu i niejednokrotnie zaprawione humorem sentencje, myśli i wiersze, odświeżały ważkość uczuć, jakimi są miłość oraz śmierć. 
Opowieść o tej nieodłącznej towarzyszce naszego życia rozpoczął Modlitwą o wschodzie słońca, autorstwa Jacka Kaczmarskiego. Utwór ten zadedykował niedawno zmarłemu Przemysławowi Gintrowskiemu. W części poświęconej śmierci także dotykał ludzkich sumień, zadawał pytania i budował puenty. Cmentarzyska Sarajewa, zapomniani i niepotrzebni zmarli oraz smutek wobec byle jakiego życia, to była tylko bolesna uwertura. Naprawdę ludziom się dostało w trakcie piosenki o koniu, którego, zamiast do rzeźni prowadzi się do kowala. Ach gdyby piec zabrali ... czyli moja nieustająca oda do radości Mirona Białoszewskiego, by jednak zbytnio nie męczyć i dać nadzieję zakończyła spotkanie. 
Kwiaty od MTM oraz MDK, życzenia wydania płyty,  gratulacje dla muzy artysty Joli oraz wesołe na bis poetyckie fruwanie na trapezach zakończyło spotkanie. Szkoda, że z tej z pełnej poezji i muzyki lekcji skorzystało tak niewielu.

Numer: 2012 46   Autor: Teresa Romaszuk





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *