Drodzy Czytelnicy

Nadchodzą wielkanocne święta, a po nich maj. Czy może być bardziej uroczyście i nastrojowo? Jeszcze nie czujemy tej wyjątkowej atmosfery, bo życie nas nie rozpieszcza. A może za bardzo się nim przejmujemy? Obawiamy o drobiazgi, zamiast myśleć o doczesnych i nieziemskich przyjemnościach

W stronę gnozy

Drodzy Czytelnicy / W stronę gnozy

Skromne dobrego początki – tak o pierwszym od stuleci jarmarku na placu Kilińskiego można nie tylko sądzić a popierać, bo inicjatywy ożywiające każdy zaułek miasta są godne wsparcia. Tym bardziej, że na świeżo wystruganych straganach zmieściły się rękodzielnicze rarytasy mińszczan, którzy przedtem publicznie rzadko cokolwiek wystawiali i sprzedawali.
Na Starym Rynku przed Bożym Narodzeniem powinno być znacznie ludniej, bo już naszym Festiwalem Chleba przetarliśmy festynowe szlaki. Działaliśmy wprawdzie pod przymusem spowodowanym fobiami dyrektorki MDK, ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Słowem - pałacowe kwiatki i rabatki nie zostały stratowane przez gości, a Stary Rynek przypomniał sobie dawną świetność. Tylko żałować, że jego modernizację zatrzymał burmistrz Jakubowski, któremu nie podoba się przestrzeń wymyślona przez Widerę. Piszę o tym już drugi raz, by mińscy radni nie pozwolili na taką kolej rzeczy. Nie dlatego, żeby być przeciw burmistrzowi, a tylko z powodu konieczności finalizowania rozpoczętych inwestycji. Przecież co najmniej połowa z nich zatwierdzała właśnie taki plan modernizacji reprezentacyjnego placu miasta.

Po tak zwanych obchodach polsko-ruskich rocznic nie mogę się pozbyć wrażenia, że żyjemy w okrutnych czasach. Okrutnych nie dla ciała, bo mamy co jeść i nikt nam nie strzela w tył głowy. Przyszły czasy okrutne dla sumienia.
Wciąż mi siedzą w głowie „zdradzeni o świcie”, których celowo pominąłem w poprzednim felietonie. Jednak nie można nad tym pomówieniem przejść do normalności, a w kontekście Męki Pańskiej tylko żałować, że prawi i sprawiedliwi nie wiedzą, co mówią i czynią.
Goszczący w Mińsku Mazowieckim Janusz Palikot traktuje swoich politycznych konkurentów, a szczególnie Prezesa PiS jak pożywkę promocyjną, a jego idee liberalnej, antykościelnej i niezakompleksionej Polski są nośne medialnie. Mówi szybko i z pamięci swoje prawdy, ale będzie mu ciężko. Nie dlatego, że nie ma racji, ale z powodów czysto mentalnych. Polacy nie lubią prawd głoszonych przez człowieka, który nie wierzy w Boga. Co z tego, że mądry, uczciwy i z pomysłami, skoro jest odszczepieńcem godzącym w fundamentalne stereotypy.
W świecie mglistych sumień nie ma miejsca dla wyrazistych charakterów. Ależ są i mają się całkiem dobrze. Także były i trudno w tym kontekście nie wspomnieć zmarłej na początku kwietnia Romy Byczuk. Jej wspomnienia umieściliśmy w pierwszym tomie „Srebrnych źródeł” i kto je czytał, ten wie, że była nieprzeciętną kobietą. Tylko przed Niemcami ukrywała swoje żydowskie korzenie, a Polacy ją szanowali i podziwiali. Przeminęła, ale – jak deklarują jej przyjaciele – nie sposób pani Romy zapomnieć.

I w ten sposób nie dotrzymałem słowa. Zamiast oddać się świąteczno-wiosennej radości znowu ugrzęzłem w problemach doczesnych rozterek. One – jak każda przykrość - ustępują wraz z napływem wielkanocnej atmosfery. Ustepują żywej Drodze Krzyżowej w Grzebowilku, zapachowi święconki i chrzanowego barszczu na świątecznym stole. I tak sobie myślę, że aby dobrze świętować, trzeba dotknąć codzienności. Trzeba się zabrudzić, by zaznać świeżości po kąpieli i zgrzeszyć, by poczuć moc łaski przebaczenia.
Niech w naszych sercach hymn Alleluja rozbrzmiewa codziennie, a w czasie świąt potężnieje jak smak poznania.

Numer: 2011 17   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *