Drodzy Czytelnicy

Gdyby do mińskiego kina Światowid sprowadzić jakimś cudem wszystkich mińszczan, którzy coś znaczą w wielkim świecie, pewnie zabrakłoby miejsca na scenie i krzeseł na widowni.

Stąd po sławę

Ile nazwisk znanych mińszczan potrafimy wymienić jednym tchem? Pięć - dziesięć osób? Spróbujmy: Jan Himilsbach, Michał Andriolli, Piotr Skrzynecki i Konstanty Leszczka to standardy mińskich sław. A dalej? Z ludzi mediów Dariusz Baliszewski, Krystyna Gucewicz, Adam Grzeszak, Agnieszka Pietraszek; z polityków Antoni Tarczyński, Andrzej Żelazowski, a z aktorów Hanna Dunowska znana z „Czułych miejsc”, na które '80 roku przyszedł do kina prawie cały, dorosły Mińsk. To wszystko? Prawie, bo gdyby lepiej poszukać pojawiłyby się jeszcze Korkuć, Sęk, Gutowska-Adamczyk, Szepietowski, a z Sulejówka Oraczewski i Kowalska.

Wspomniałem o naszym kinie nie tylko dlatego, że ma ono największą w mieście widownię, a z powodu ostatniej w nim premiery „Starej Baśni”. Nie pierwszy i nie ostatni to seans dla vipów, ale takiego przyjęcia i atmosfery nie powstydziłoby się żadne polskie kino. Po prostu Europa, tylko żal, że do poziomu państwa Bąków nie dorósł Jerzy Hoffman i jego „Stara Baśń”. Ogólnie - film nie jest taki zły, ale chciałoby się więcej od takiego weterana, jak twórca filmowej „Trylogii”. Mówią, że Kraszewski to nie Sienkiewicz, który pisał gotowe scenariusze. To prawda, ale niekoniecznie trzeba było robić ze „Starej Baśni” krwawy komiks. Omal nas w nim nie zarżnięto i utopiono we krwi, bo zakochać się w Dziwie czy Ziemku nikt nie był w stanie, tacy byli posągowi, dumni i tajemniczy. Niewątpliwie lepszy był Olbrychski w roli Piastuna, a do rangi bohatera urosły wrota do grodu Popiela zamykane i z ogłuszającym hukiem kilkadziesiąt razy w ciągu dwóch godzin akcji i oczywiście słynna mysia wieża. Jednak film warto obejrzeć i to niekoniecznie po lekturze książki, bo jedno z drugim ma niewiele wspólnego.
Dzięki takim promocjom kariera „Światowidu” jest pewna, czego nie można powiedzieć o Dariuszu Krzewskim, byłym wójcie Dębego, który przeszedł do fazy spotkań trzeciego stopnia, czyli wręcz pozaziemskich. Mówią, że chorych trzeba zamykać w bezpiecznych dla nich i otoczenia miejscach. Ci, którzy straszą tym Krzewskiego popełniają błąd, bo kto opowie prokuraturowi, jak to było z wyprowadzonymi z gminy milionami. A poza tym nie można panu Darkowi odbierać możliwości zrobienia kariery (więcej na str. 10). Zdaje się, że kończy się też kariera Jana Brody z Cegłowa. Tutaj osaczenie ujawnia się inaczej - destrukcją myśli i ciała. Żal serce ściska, ale każdy powinien wiedzieć, kiedy odejść, by nie wyniesiono go na tarczy (Ogolić Brodę, str. 19).
Stać nas na wiele, o czym świadczy chociażby kariera tych, którzy stąd wyjechali, by zdobywać szczyty. Czy wstydzą się Mińska, swojej wsi, kolegów z podstawówki... A może nie są to ludzie tak popularni, za jakich ich się powszechnie uważa, skoro zdobywają w wyborach po 30 - 40 głosów. Pewną znaną dziennikarkę zapytałem, czy nie mogłaby pisać felietonów do naszego tygodnika. Przyrzekła, że się zastanowi, ale nie przyniosła nawet zdania. Dlaczego? Podobno - jak mówili jej znajomi - nie chciała się zniżyć do poziomu lokalności. Nie przeszkadzał jej smrodek warszawskich salonów, ale mińska kultura, z której wyrosła i którą teraz gardzi.
Takie fanaberie nie dotyczą rasowych polityków, ale - jak dotychczas - oprócz Oleksego, takich nie mamy. Przekonaliśmy się w ostatnich latach, że sukces lokalny nie musi się wcale przekładać na karierę krajową, więc trzeba zrobić wszystko, byśmy z tego powodu nie cierpieli. Kandydatów na razie nie widać, ale młodzież mamy tak zdolną, że wszystko jest możliwe. Wystarczy się zgodzić na wspinaczkę po sławę.

Numer: 2003 39   Autor: J. Zbigniew Piątkowski





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *