SiedlceSiedlce społeczne

Bez domu nie jest łatwo, szczególnie zimą... Noclegownia dla bezdomnych to miejsce, w którym nikt nie chce być, od którego „ustawieni życiowo” ludzie stronią i raczej tam nie zaglądają – chyba, że muszą. Na pierwszy rzut oka nie wygląda ono zachęcająco ani nawet znośnie. Stary budynek, metalowe schody... Jednak to noclegownia sprawia, że ludzie, którzy utracili dom, mogą chociaż w części go odzyskać

Kawałek domu

Siedlce społeczne / Kawałek domu

Siedlecka noclegownia funkcjonuje od 12 lat, ale dopiero od czterech na peryferiach miasta tj. na ulicy Południowej 1. Wcześniej znajdowała się w ścisłym centrum, co nie było dobre, gdyż schodzili się tam ludzie mający problem z alkoholem. Teraz przychodzą lub są przywożeni tylko ci, którzy powinni się tam znaleźć. Na stałe w noclegowni przebywa około trzydziestu osób. Najstarszy stażem mieszkaniec mieszka tu już 12 lat, inni – niewiele mniej.
– Przyjmujemy wszystkich, nieważne czy przywiezie ich policja, straż miejska czy przyjdą sami. Gdy są pijani o ich losie decyduje MOPR, ale następnego dnia – gdy wytrzeźwieją. Nigdy nie było przypadku, żebym kogoś nie przyjął. Czy to zima, czy lato. Nigdy – mówi  Henryk Walęcki kierownik placówki.
Stałych miejsc jest czterdzieści, ale w razie kryzysu np. mroźnej zimy, dostawia się łóżka, a w świetlicy rozkłada materace. W tej kwestii pomaga dział antykryzysowy UM, który daje łóżka polowe.
– Część żywności kupujemy, wspiera nas także Bank Żywności w Siedlcach oraz sponsorzy. Dużą pomoc otrzymujemy od naszego kapelana ks. Janusza Wolskiego, proboszcza parafii Ducha Świętego w Siedlcach, który ogłasza wśród swoich wiernych zbiórkę ubrań, butów oraz produktów żywnościowych, którymi dzielą się z nami rolnicy. Pomagają nam także siedleckie firmy. Gdyby nie pomoc sponsorów byłoby nam ciężko, choć do władz nie mam pretensji, bo co mogą to dają, ale jest to mało. Zamrażarki są jednak pełne zapasów. Zima może przychodzić – my mamy co jeść – ze spokojem stwierdza Walęcki, otwierając pełną zamrażarkę.
Ludzie mieszkający w noclegowni rozmawiają raczej chętnie, niczego  nie ukrywają – mówią wprost, jak jest. Pan Ryszard mieszkał na Śląsku, ale pochodzi stąd. Schemat niestety prosty: rozwód, więzienie, alkohol. Wrócił do Siedlec, ale nie miał meldunku, gdyż brat, u którego przebywał zmarł i nie zdążył go zameldować. I w taki oto sposób stał się bezdomny. Chorował przez dwa lata, aż w końcu opiekunka skierowała go do noclegowni. Tam spotkał się dzięki księdzu Wolskiemu z grupą AA, która również zaczęła działać w mieszkaniu bezdomnych.
– Te spotkania i grupa bardzo mi pomogły. Drzwi są otwarte dla każdego, kto chce zrozumieć, że alkohol mu szkodzi. Już trzeci rok jestem związany z grupą. Widzę jednak, że choć na początku jest trudno, to sporo osób korzysta, bo chce zmienić swoje życie – mówi pan Ryszard.
– Ja miałem konflikt z żoną, wymeldowała mnie; nie miałem się gdzie podziać i dlatego prawie od trzech lat jestem tutaj. Jak wygląda nasze życie? Wstajemy rano, robimy sobie śniadanie, około godz. 11.30 mamy obiad. Jeśli ktoś, gdzieś pracuje to dostaje później. Problemem jest to, że w Siedlcach nie ma izby wytrzeźwień i wszystkich zwożą do nas – opowiada pan Krzysztof.
Życie w noclegowni nie jest proste, ale ważne, że jest i ciągle trwa, i nadal można coś z nim zrobić. To miejsce  pozwala poukładać sobie to, co się rozsypało i po pewnym czasie odnaleźć swój kawałek domu...

Numer: 2012 44   Autor: Kamila Jachimczyk





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *