DRODZY CZYTELNICY

Kiedy rozpoczynaliśmy wydawanie naszego tygodnika, na ekrany kin wchodził film KSIĄDZ. Po 23 latach Smarzowski odgrzał i poszerzył zepsuty kotlet i mamy obraz KLER. O ile na początku lat 90’ i w erze pontyfikatu Jana Pawła II perypetie miłosne faceta w sutannie mogły wywoływać uzasadnione kontrowersje, o tyle dzisiaj film Smarzowskiego może tylko śmieszyć. A może to miała być rzeczywiście komedia, a nie paszkwil na katolickich pasterzy. Jeśli tak, to chyba sam reżyser się tego nie spodziewał...

Kler na żer

DRODZY CZYTELNICY / Kler na żer

Jerzy Urban jeszcze żyje, więc z pewnością ucieszy się z premiery filmu KLER. To jego styl. No, może jeszcze Goebbelsa, który w swoim pamiętnikach proponował dokładnie taki sposób zwalczania katolicyzmu – piszą polemiści zapamiętali w zwalczaniu lewactwa.

Inni zaś ubolewają, że wobec takiego oszczerstwa trzeba zająć postawę zdecydowanie dynamiczną, czyli bić wrogów Polski i Kościoła. – Za to wszystko, co dostaliśmy, odpowiemy milczeniem, bierną zgodą na taką podłość? Nie zrobimy nic? – burzą się sami i czekają na powstanie milionów przeciw niezależnym twórcom.

Jakby zapomnieli, że jeszcze tak niedawno włożyliby Smarzowskiemu palec w dupę. Tak, za jego WOŁYŃ, który wcale nie był lepszy od KLERU. Był nawet gorszy, bo operując na stereotypach, nie oddał prawdy historycznej i społecznej. W KLERZE przynajmniej się stara, ale też bez przekonania, epatując wytrychami starymi jak świat. Alboż to nie pamiętał KLĄTWY Stasia Wyspiańskiego, czy Mikołajowej ROZMOWY MIĘDZY... PANEM, WÓJTEM A PLEBANEM. Pamiętał doskonale, więc wystarczyło tylko dostosować akcje do współczesności i mamy opłacalny numer kinowy. Bardzo opłacalny, bo na ten film pójdzie wielu. Jedni z ciekawości, inni z głupoty. Pójdą, by móc się pochwalić, że oglądali i że momenty były...

A ja zawsze będę bronił niezależności twórczego wyrazu. Nawet KLERU, choć po zajawce widzę, że pół litra na seans to za mało. A przecież do kina nie wezmę kilka litrów nalewki. Za ciężko i trzeba byłoby się podzielić. Nie jestem skąpy, ale każdy poniósł ryzyko i mógł się zaopatrzyć.

A kiedy już doznam mistycznej ekspiacji i wytrzeźwieję, nie zmienię opinii o polskich księżach. Niektórzy z nich są kapłanami, a nawet braćmi czy duchowymi ojcami. Tak, niektórzy, bo większość ma więcej za uszami niż zwykły śmiertelnik. I nie chodzi tu o kochanki, dzieci czy inne boczne relacje. Chodzi o ich poczucie sprawiedliwości i zwykłe nieokrzesanie. No, bo są tacy, jakie jest społeczeństwo – usłyszałem kiedyś od biskupa.

I niech sobie będą, tylko niech się nie mądrzą i nie wynoszą ponad maluczkich. Do końca życia będę pamiętał naukę od kolegi–księdza, który mi zdradził, że jak ma się żonę, dzieci i jest się nauczycielem, to nie można mieć wypasionego samochodu. Jak ja wtedy żałowałem, że nie zostałem księdzem. Miałbym wszystko...

A za tydzień będzie o ślicznej ojkofobii, którą błysnął był ostatnio prezes Kaczyński. O niej zrobić film, to dopiero byłoby arcydzieło...

Numer: 39 (1095) 2018   Autor: Wasz Redaktor





Komentarze

DODAJ KOMENTARZ

Wpisz nick.

Nick *

Nieprawidłowy adres e-mail.

Adres e-mail *

Wpisz treść wiadomości.

Treść wiadomości *